Różne drogi Leny Ledoff - wywiad

2011-11-29 19:25:03 Elżbieta Magnuszewska

Jednym z honorowych gości zakończonego właśnie 38 Międzynarodowego Festiwalu Pianistów Jazzowych w Kaliszu była Lena Ledoff – wybitna pianistka rosyjskiego pochodzenia, od 20 lat mieszkająca w Polsce. Lena Ledoff ma dyplom jednej z najsłynniejszych na świecie szkół artystycznych tj. Konserwatorium w Woroneżu (filia Konserwatorium Moskiewskiego). We współczesnym jazzie Lena Ledoff jest uznawana za twórcę tzw. trzeciej drogi w tym nurcie muzyki. Niewiele osób wie, że artystka jest od półtora roku bliżej spokrewniona z naszym miastem – wyszła za mąż za kaliskiego aktora Przemysława Dąbrowskiego. Obecnie oboje mieszkają w Łodzi. O związki z Kaliszem oraz karierę artystyczną zapytaliśmy artystkę podczas wywiadu dla Calisia.pl.

Agnieszka Kubicka - Calisia.pl
Agnieszka Kubicka - Calisia.pl
Wczoraj na scenie powiedziała Pani, że jest Kaliszanką – co to znaczy?
Czuję się Rosjanką z polskim paszportem i Kaliszanką. Od półtora roku jestem szczęśliwą mężatką, bo wyszłam za mąż za Kaliszanina Przemysława Dąbrowskiego - obecnie aktora Teatru Nowego w Łodzi. Poznaliśmy się z Przemkiem w Badowie pod Warszawą, kultowym miejscu dla elity artystycznej (tam m.in. był kręcony Testosteron).
Mieszkałam w Warszawie już 20 lat i pewnego dnia zadzwonił do mnie reżyser Piotr Bikont prosząc, abym właśnie w Badowie zagrała Koncert. Zgodziłam się i kiedy dotarłam na sztukę, trafiłam na spektakl teatralny w wykonaniu dwóch aktorów. Wmurowało mnie – na scenie zobaczyłam Przemka, który prezentował bardzo wysoki poziom aktorski i był tak przystojnym facetem z niesamowitym głosem... Pomyślałam: Boże co to za aktor, dlaczego ja go nie znam?? Stałam za widownią i żadna siła nie potrafiła mnie odciągnąć. Po moim koncercie ten wysoki, przystojny facet podszedł do mnie i powiedział: „Lena jestem Twoim fanem, Ty tak grasz, że nasza sztuka to nic w porównaniu z Tobą. Będę jeździł za Tobą po Twoich koncertach.”
Potem spotkaliśmy się jeszcze dwa razy i na drugim spotkaniu coś między nami wybuchnęło, jakieś szaleństwo, przeznaczenie.. Po tygodniu mieszkaliśmy już razem, a po dwóch tygodniach Przemek oświadczył mi się: powiedział, że natychmiast musimy się pobrać. Przemek zawsze mi mówi, że zafascynowała go przede wszystkim artystka – nie kobieta i ja też tak mam.
Jak często bywa Pani w Kaliszu ?
Głównie przy okazji świąt, albo przyjeżdżamy tu, kiedy chcemy odpocząć. Nigdzie nie śpię tak słodko jak w Kaliszu. Jest tu bardzo spokojnie, życie toczy się wolniej, ludzie mają czas się spotkać i nikt nie goni. W Warszawie praktycznie z nikim nie można się umówić – nawet jak się umówisz – to potem ktoś się spóźnia, odwołuje spotkanie..
Czy ma Pani jakieś ulubione miejsca w Kaliszu?
Tak - na przykład Sala Koncertowa w Szkole Muzycznej. Zaprzyjaźniłam się z Panią Katarzyną Piątkowską - dyrektorką Szkoły i dzięki jej życzliwości mogę ćwiczyć w wakacje; mają tam bardzo dobry fortepian koncertowy. Bardzo lubię centrum miasta, lubię chodzić po okolicznych uliczkach. Zrobiłam nawet serię zdjęć „PSY W OKNACH”. W Kaliszu zauważyłam, że często w starych kamienicach, w otwartych oknach wykładają się na poduszeczkach psy, a ja na nie poluję z aparatem.
Pani wiele podróżuje po świecie – czy kojarzy się Pani z czymś Kalisz?
Wiem, że to najstarsze miasto w Polsce, ale ja tego nie czuję. Stare ulice i kamienice przypominają mi Petersburg. Siergiej Uszakow – wybitny dziennikarz i fotografik, który przyjechał do Polski na dwa festiwale - Jazz Jamboree i Pianistów w Kaliszu ocenił, że to bardzo interesujące miasto.
A jak Pani ocenia sam Festiwal Pianistów Jazzowych w Kaliszu?
Zapytałam o to Siergieja – i jego zdaniem Festiwal jest zorganizowany na bardzo wysokim poziomie. Wszystko mu się podobało, wspaniała publiczność. Jego zdaniem fascynujące jest to, że w Polsce, w takim małym mieście jak Kalisz jazz jest powodem dla spotkań towarzyskich i przyjacielskich. Dla porównania jazz w Petersburgu to jest coś bardzo elitarnego, duże wydarzenie.
Czym dla Pani jest udział w tym kaliskim Festiwalu?
To wyróżnienie i zaszczyt – z pianistycznych festiwali chyba najważniejszy w Europie. Grałam 7 lat temu w Pradze na Festiwalu Pianistów Solistów. Teraz też grałam solo. Solo to jest najtrudniejszy gatunek dla wykonawcy. Lubię grać solo, bo mogę zaspokajać swoje egoistyczne zachcianki, grać to, na co mam ochotę, ale to jest trudne bo cały czas trzeba coś robić, żeby utrzymać uwagę publiczności i mieć pomysł, co chce się tą muzyką powiedzieć. Wczoraj była to dla mnie sytuacja konkursowa, to festiwal pianistów, strasznie duża trema, a ja nie lubię jak się mnie z kimś zestawia. Lubię solowe występy albo z moim trio – nie lubię porównań, bo to mnie boli albo niepotrzebnie cieszy...
Zrobiła Pani projekt łączący Chopina i Komedę – skąd pomysł takiego zestawienia?
Chopina gram całe życie – od 4 roku życia; Chopin jest nieprzewidywalny i tak jak Bach porządkuje muzykowi umysł, tak Chopin serce, duszę i emocje. Nie znam bardziej wyrazistego kompozytora niż Chopin, nawet Czajkowski czy Rachmaninow nie są tacy; Chopin jest "number one" - był psychologiem, nawet psychoanalitykiem, pierwszym kompozytorem, który zaczął się zajmować stanami i uczuciami człowieka. Uważam, że Chopin powiedział o człowieku wszystko, a inni kompozytorzy już tylko zgłębiali tą wiedzę.
Dlaczego zestawiła Pani akurat Chopina z Komedą?
Jestem Rosjanką i Chopin jest dla mnie inny niż cała rosyjska muzyka. Komeda przede wszystkim zachwycił mnie swoim minimalizmem. Chopin jako kompozytor jest szerszy, ale wątek minimalizmu, który istnieje w twórczości Chopina jest bardzo bliski minimalizmowi Komedy, bo dla mnie Komeda jest minimalistą. Jazz dla mnie to też minimalizm - trzeba nauczyć się grać - nie gadać, nie bełkotać.. To nie jest łatwe. Z jednej strony u Chopina długie sonaty z drugiej krótkie perełki. I Komeda – pod względem formy - taki jest. Po drugie podobny typ melodii i zestawienie harmonii.
Szukałam między nimi podobieństw, a potem próbowałam Komedę grać jak Chopina tzn. z minimalistycznych utworów robić duże formy i udało mi się taki efekt osiągnąć. Chodziło mi o to, aby pokazać inaczej temat, który Polacy znają: zabawiałam się grą Chopina z timingiem jazzowym, ze swingiem. Ja używam jazzu jako szkoły, bawię się nim, jak instrumentem, który pozwala się rozegrać muzykowi na różne sposoby; można improwizować, można od tego tematu odbić się w zupełnie inną stylistykę.
W jednej z recenzji Pani występu na Jazz Jamboree (www.rp.pl) czytamy: Żeby przemieszać w grze Komedę i Chopina, trzeba odrobiny szaleństwa, odwagi, klasycznego wykształcenia i duszy jazzmana. To wszystko ma Lena Ledoff. Czy to prawda – czy Pani też tak czuje?
Duszę jazzmana – to duży komplement dla mnie, ale nie uważam się stricte za jazzmana. Myślę, że mam znacznie szersze zainteresowania; ja się czuję pianistką, muzykiem, jazz to jest ograniczenie bo kojarzy mi się z graniem standardów. Granie standardów mnie nudzi, bo generalnie nie interesuje mnie amerykańska muzyka jazzowa. U Szostakowicza jest melodia – ja nigdy nie wiem gdzie ona zakręci – to samo Chopin i Komeda. Lubię kiedy mnie kompozytor zaskakuje, kiedy mnie prowokuje do myślenia i do współpracy.
Z amerykańskich muzyków lubię tylko Bernsteina – uwielbiam brzmienie jego muzyki, żydowskie korzenie, bo skala hebrajska jest dla mnie fascynująca. Lubię kiedy muzyka żydowska łączy się z jazzem, bo ona prowokuje do improwizacji. Żydowska muzyka ma otwarta formułę i można się w nią bawić. Uwielbiam też polską muzykę ludową – kurpiowską, góralską, kolędy polskie – to cudowna muzyka, bardzo charakterystyczna, wyraźna i mam wrażenie, że Polacy tego nie słyszą.
Jakich jeszcze innych kompozytorów Pani lubi?
Wszystkich – najbardziej europejską muzykę współczesną XX wieku – Prokofiewa, Szostakowicza. Uwielbiam muzykę z tzw. Kręgu Warszawskiej Jesieni, choć nikt tego nie słucha. Nałogowo słucham radia Dwójki, gdzie jest dużo muzyki współczesnej, klasycznej i muzyki eksperymentalnej. Nie lubię jazzu tradycyjnego, klasycznego; lubię jazz współczesny - bo on otwiera umysł. Nie lubię słuchać tego, co znam. Ale lubię też muzykę ekstremalną – chętnie pójdę np. na koncert kapeli punkowej i to ona zawsze wygra z poprawnym jazzem.
Podobno reprezentuje Pani nowy nurt w jazzie - co to znaczy?
Tak – uświadomił mi to wczoraj Tomasz Szachowski - redaktor II Programu Polskiego Radia, który uchodzi za jednego z najbardziej szanowanych krytyków muzycznych. „Trzecia droga” oznacza, że poszukujemy w obszarach całkowicie poza jazzowych – sięgamy po muzykę klasyczną, współczesną i mieszamy to z jazzem. Tomasz Szachowski powiedział mi wczoraj, że od paru lat obserwuje, co dzieje się w Europie i z czym muzycy zaczynają wychodzić – nie sięgają nawet po muzykę etno, nie ludową muzykę a ja to robię i teraz tworzę trzecią drogę – czy ja w ogóle jestem tego świadoma? Ależ skąd:) tak się stało, słucham siebie.
Jakie ma Pani najbliższe plany artystyczne?
Zrobiłam projekt, nagrałam płytę, która odnosi sukces, gram koncert i na razie się nie nudzę. Bardzo lubię grać projekt Komeda-Chopin-Komeda, choć kosztuje mnie to sporo wysiłku psychicznego i fizycznego. To jest trudna muzyka i teraz chciałabym zrobić np. muzykę rosyjską, może nawet nagram płytę, bo mam już takie zamówienia. Nie jestem eksperymentatorem nowatorem, ale raczej bawią mnie takie rzeczy na pograniczu różnych stylów. Jesienią mam w planach Festiwal Czterech Kultur w Łodzi. Chcę zrobić sztukę, która będzie łączyła elementy koncertu jazzowego, sztuki teatralnej, projekcji video z materiałami archiwalnymi kina radzieckiego. Muszę tylko dobrać muzyków wysokiej klasy i przekonać ich, aby zagrali mojego ukochanego Dymitra Szostakowicza w sposób jazzowy – bardzo trudną muzykę...
Ile czasu potrafi Pani wytrzymać bez fortepianu ?
Tydzień – nie więcej:) Każdy instrument jest indywidualny, żywy i ma charakter, niektóre są kalekie, bo robi się je np. taśmowo. Ale są instrumenty, które robi jeden mistrz od początku do końca i wtedy takie fortepiany są najdroższe na świecie np. włoski FAZIOLI, gdzie każdy instrument robi się przez 2 lata począwszy od wybrania rosnącego na południowych wzgórzach Alp drzewa. Trzy lata temu grałam na FAZIOLI, który przyjechał dla Herbie Hancock'a i potem nie mogłam się z tego otrząsnąć przez 2 tygodnie; to instrument, który zagra dla Ciebie wszystko i jest ufny jak 6-cio letnie dziecko.
Jakiego instrumentu używa Pani na co dzień?
Teraz mam Calisie – wcześniej miałam koncertowego Augusta Forstera, ale musiałam go zamienić przeprowadzając się do mniejszego mieszkania. Tutaj w kaliskim CKiS macie bardzo dobry fortepian i co jest bardzo ważne – on jest rozegrany, jakby się wypracował, on żyje od kilka lat i akceptuje muzyków bo instrument nowy często jest martwy i trzeba go „roztłuc” aby miał „właściwy dla pianisty dźwięk”. Podobnie wczoraj - fortepian koncertowy, na którym grałam STEINWAY-a to po prostu cudo – wybitny instrument, który chętnie współpracuje.
Jaką radę dałaby Pani rodzicom, którzy zastanawiają się, czy posłać dziecko na lekcje nauki gry na instrumencie?
Ja miałam 4 lata, kiedy rodzice kupili mi pianino i nie pytali mnie o zdanie. Taka była wtedy moda w Związku Radzieckim – chodziłam do przedszkola i ojciec zaprowadził mnie do prywatnej szkoły muzycznej. Nie pamiętam kiedy nie grałam, więc nie wyobrażam sobie życia bez tego instrumentu. Rano zanim wypiję kawę - już dotykam pianina, ćwiczę umysł i gram cokolwiek. Fortepian to jedyny punkt odniesienia dla mnie – wiem gdzie jestem, kim jestem, w jakim stanie psychicznym i fizycznym. Czasami do bólu czuję, że muszę dotknąć instrumentu; to tak jak w sporcie trzeba ćwiczyć, aby zachować formę.
Uważam, że dziecko, które chodzi do szkoły muzycznej zupełnie inaczej myśli, inaczej będzie mu się życie układało, bo od małego obcuje z dziełami największych kompozytorów i wyrabia w sobie niesamowitą wrażliwość od najmłodszych lat.
Co poza muzyką sprawia Pani przyjemność ?
Lubię pisać w sposób scenariuszowy, a teraz przymierzam się nawet z moim mężem do napisania książki, dość śmiesznej. Mamy już sporo notatek, a książka będzie się nazywać: "Obcęgi do Czytania" - Poradnik Małżeński dla Dorosłych. Cała nasza historia o tym jak się poznaliśmy, zakochaliśmy i różne nasze śmieszne przeżycia, aforyzmy, nasze dialogi czyli erotyki np. na temat palenia ... Cały czas jesteśmy twórczo pobudzeni i wylewamy na siebie wzajemnie nadmiar wyobraźni. Obcęgi to bardzo ważny rekwizyt w naszym życiu, mieliśmy nawet zamiar wymienić się obcęgami podczas ślubu, zamiast obrączkami.. Wymyśliliśmy nawet tekst przysięgi małżeńskiej: Daję Ci te oto obcęgi i przysięgam, że nie będziesz się nudzić... Ale więcej szczegółów pojawi się w książce.. Zachęcam niebawem do poszukiwania - już zaczynamy ją przepisywać do komputera...
W imieniu własnym oraz użytkowników Calisia.pl bardzo Pani dziękuję za wywiad.
Ja także dziękuję i korzystając z okazji chciałabym zaprosić wszystkich Kaliszan na mój Koncert Świąteczny, który odbędzie się w grudniu w Szkole Muzycznej w Kaliszu.
Zapraszamy serdecznie!

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować