Drzwi Józefa

2011-08-02 14:29:03 Halina Marcinkowska

To miał być zwyczajny spacer po Kaliszu. Telefonicznie byliśmy umówieni na wędrówkę rodzinnymi śladami. Czyli standard – miejsce urodzenia, miejsce pracy, punkty zapamiętane z dzieciństwa, teren getta.... Te sentymentalne podróże nigdy nie są takie same, zawsze odkrywam coś nowego. Tym razem zdarzył się jednak dubeltowy cud.

Halina Marcinkowska
Halina Marcinkowska
Początek i cud pierwszy:
Józef Krowiarski przyjechał do Kalisza wraz z żoną Bellą (także Kaliszanką) i polskimi przyjaciółmi. Spotkaliśmy się na nowym cmentarzu żydowskim, gdzie w latach trzydziestych pochowano jego dziadków. Niestety nie ma śladu ich grobów. Udało nam się jednak odnaleźć grób przodka Belli. Macewa pochodzi ze starego cmentarza, a to, że znalazła się na terenie nowego i że jest eksponowana, było cudem, bo przecież mogła znaleźć się w tysiącu innych miejsc, do których trafiły macewy z tamtego cmentarza. To nie był jedyny cud, dzień dopiero się zaczynał i limit dobrych zdarzeń był przed nami.
Historia Józefa:
Józef Krowiarski urodził się w 1930 r. w Kaliszu jako Izak Krowiarski syn Chaima i Cywi. Ojciec Józefa był doskonałym rzemieślnikiem – rymarzem, tak dobrym, że nawet Niemcy podczas okupacji zmusili go do pracy na swoje potrzeby. Rodzina Krowiarskich przed wybuchem II wojny światowej mieszkała przy ulicy Podwale (obecnie Al. Wojska Polskiego) w kamienicy należącej do rzeźnika Waksa. Tam kilkuletni chłopiec spędził najszczęśliwsze lata swego dzieciństwa. Ojciec miał stajnie z końmi i prowadził własny warsztat rymarski. Mama zajmowała się dziećmi. (prócz Józefa była jeszcze starsza siostra Raja) tak wspomina Józef. Mały Józef (nie taki mały, bo zawsze był wyższy od swych rówieśników), jak sam mówi o sobie był strasznym chłopakiem. Nie chciał się uczyć, interesowały go konie ojca i gołębie, które hodował. Jego niechęć do nauki poskutkowała tym, iż wyrzucono go z chederu (religijna szkoła dla chłopców). Potem Józef trafił do szkoły powszechnej, ale dziś nie jest w stanie powiedzieć do jakiej – mówi częściej mnie tam nie było, niż byłem, więc skąd mam pamiętać do jakiej chodziłem?
Cud drugi:
Miłość do gołębi była w tej rodzinie dziedziczna, zapoczątkował ją ojciec Józefa. Na strychu zrobił gołębnik. Aby odgłosy ptaków nie przeszkadzały sąsiadom, w sierpniu 1933 r., obił drzwi skórą a na niej ćwiekami wybił Gwiazdę Dawida i datę wykonania swej pracy.
Poszliśmy na dawną ulicę Podwale. Wspinając się na ostatnie piętro do gołębnika, na mijanych drzwiach rozpoznawałam ślady po mezuzach. Prawie w każdym mieszkaniu żyła żydowska rodzina, a ślady mimo wielokrotnego malowania futryn, wychodzą jak blizny pamięci tego miejsca.
Nareszcie dotarliśmy na górę. Są drzwi!!! krzyczy Józef. Skóra już dawno zdarta, ale nadal widać na blasze ćwieki układające się w Magen Dawid. Józef stoi pod drzwiami i głaszcze zarys Gwiazdy... To zrobił mój tato... płacze. Schodzimy w dół, w mieszkaniu gdzie żyła jego rodzina, nikt już nie mieszka – ostatnia lokatorka zmarła rok temu. Kamienica powoli umiera, mieszkają tu tylko dwie rodziny, a budynek cierpliwie czeka na remont. Wszystko wokoło się zmieniło, nie ma stajni ojca Józefa, nie ma jego warsztatu, gołębie zjedzono podczas okupacji. Ogródek pochłonęła ulica, a kolejne domy zastąpiono nowymi blokami. Nie ma tamtego świata, pozostał cud w postaci drzwi, które przetrwały folksdojczów, lata komuny, czas prywatyzacji i są żywym świadectwem, że kiedyś w mieście Kaliszu żyła rodzina Krowiarskich.
Koniec świata:
Po wybuchu wojny, Józef wraz z rodziną trafił do obozu eportacyjnego, który Niemcy utworzyli w hali targowej braci Szrajer (w miejscu obecnej Tęczy). Z tego okresu pozostała „pamiątka”, znak na całe życie. To było tak niecierpliwi się Józef aby nie zapomnieć opowiedzieć tego wątku w swym życiorysie przeszmuglowałem dla swoje mamy ziemniaki w kieszeniach, złapał mnie Niemiec, popchnął tak skutecznie, że rozciąłem sobie wargę i część policzka. Podczas szycia rany, nawet nie jęknął, ale blizna pozostała na zawsze. Józef nie wspomina bólu, mówi o strachu „naznaczenia” i konsekwencjach, które mogło to spowodować.
Józef wspomina jeszcze jedną historię z obozu deportacyjnego. Nim zgromadzono tam kaliskich Żydów, miejsce to tyło punktem przejściowym dla polskich żołnierzy. Kilku polskich oficerów, Niemcy rozstrzelali na żydowskim cmentarzu, ojciec Józefa oraz inni zatrzymani Żydzi, musiał ich grzebać.
Kaliscy Żydzi nie znali swego losu. Ci, którzy znaleźli się w obozie deportacyjnym wysyłani byli w nieznanym kierunku. Niemcy twierdzili, że wysyłają ich do Warszawy. Józef wspomina z przysłowiową łezką w oku postawę Polaków, którzy w tych trudnych chwilach pomagali swym żydowskim sąsiadom – podając potajemnie ciepłe ubrania, żywność i leki. To byli bohaterowie, ryzykowali wszystko, aby tylko nam pomóc wspomina. Kto tylko mógł i miał możliwości, uciekał z hali. Dzięki przedwojennym znajomością, przyjaciel ojca, Polak, ukrył Krowiarskich na wozie ze śmieciami i wywiózł z obozu. Rodzina udała się do Warszawy, bo podobno tam była babka Hudes. Jak wspomina Józef: myślałem, że Warszawa to będzie dobre życie, przecież to wielkie miasto a tu okazało się, że wszędzie na ulicach leżą trupy a głód zagląda w oczy. Krowiarscy uciekają z Warszawy, ojciec ma informację, że na wschodzie działa partyzantka. Józef zostaje „leśnym człowiekiem”. Było ciężko, ale ucieczka z Warszawy uratowała mu życie. Nie bałem się Niemców, gorsi byli Ukraińcy opowiada.
Nie mówi wiele o czasie spędzonym w lesie, bardziej chce opowiedzieć o tym jak było po wojnie.
Nowe życie:
Po zakończeniu wojny Józef wraca do Kalisza. Rejestruje się w Komitecie Żydowskim pod numerem 2160. Nie było tu jednak żydowskiego życia, to co było przed wojną pogrzebali Niemcy. W jego domu mieszkają inni lokatorzy. Józef wyjeżdża do Strzegomia, tam poznaje swoja przyszłą żonę Bellę Waksmanównę urodzoną w sierpniu 1939 r. w Kaliszu. Przed samym wyjazdem do Izraela, młodzi małżonkowie zamieszkują we Wrocławiu.
Pozostał sentyment do rodzinnego miast:
Dziś Józef i jego żona są na emeryturze. Mieszkają u syna, w małej miejscowości słynnej z tego, że mieszkał tam premier Izraela Dawid Ben Gurion. Żyją spokojnie i dostatnio, ale serce ciągle kołacze w stronę Kalisza. Za kilka dni odbierają polskie obywatelstwo, następnym razem do Polski przyjadą jako obywatele Rzeczpospolitej.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować