Taka Ona Kayah

2011-01-10 10:38:59 Agnieszka Kubicka

Na scenie jest jak wulkan, pełna siły, energii, swoją pasją zaraża innych. Podczas wywiadu zadziwia swoją delikatnością i wrażliwością. Mówi o muzyce, o tym czego się wstydzi, ale też sporo o życiu, o rzeczach istotnych, o swoich nadziejach, spostrzeżeniach, o sobie, o swoim nowym projekcie – pierwszym tego rodzaju na świecie, o kaliskich korzeniach. Niezwykle naturalna, jedna z najpopularniejszych, polskich piosenkarek – Kayah – w wywiadzie dla portalu www.calisia.pl.

Aga
Aga
Jest Pani bardzo naturalną osobą...
Czasami dostaje mi się za to „po głowie”, ale w większości przypadków mam okazję przebywać z fajnymi ludźmi, więc jest dobrze. My artyści robimy tzw. "usługi dla ludności" i bez publiczności nie istniejemy. Bardzo szanuję to, że ludzie przychodzą na moje koncerty. Podczas koncertu w Kaliszu nie ja byłam gwiazdą. Mam nadzieję, że ludzi przywiodła tutaj nie ciekawość, ale chęć podzielenia się tym, co mają.
Sukces nie przyszedł Pani łatwo…
Pewnie, że nie. Nikomu nie przychodzi. Nigdy nie wiemy, ile kogoś kosztuje np. wyjście na scenę. Wielu z artystów ma ogromny problem z wyrażaniem się publicznie, ale może sobie zdawać sprawę z tego, że ma ogromny talent do dźwięków. Żeby połączyć te dwie cechy, to naprawdę nie jest łatwe. Wydaje mi się, że powinniśmy bardziej skupić się na tym, czy ktoś ewidentnie przedstawia pasję. Jeśli ktoś przedstawia pasję, to wierzę, że to nie będzie nam obojętne, ponieważ pasje są zaraźliwe. Odwiedziłam dziś w Kaliszu klub śpiewających dziewczyn Artmuz. To zdolna grupa. Miałyśmy umówione spotkanie już wcześniej. A w ogóle w Kaliszu byłam już 4 lata temu.
Jak wspomina Pani ten występ sprzed czterech lat?
Bardzo fajnie. Kalisz jest mi bliski. Moja babcia, mój dziadek i mój ojciec urodzili się w Kaliszu. Jestem w połowie kaliszanką. Ponieważ w Kaliszu nie miałam nigdy rodziny stacjonarnie tutaj osadzonej, nie mogłam tu przyjeżdżać na Święta. To jest miasto, które dynamicznie się zmienia. Po czterech latach można to zauważyć. Widzę odnowione kamienice. Dopiero dziś się dowiedziałam, że Kalisz jest najstarszym miastem w Polsce. W związku z tym moim zdaniem temu miastu należy się wyjątkowa atencja i środki na to. To miasto powinno naprawdę mieć wszystkich specjalistów od make – up.
Może chciałaby Pani zostać "twarzą Kalisza"?
Ależ bardzo chętnie.
Ostatni Pani solowy krążek jest z 2009 roku, kiedy możemy spodziewać się nowej, solowej płyty?
Zgłosili się do nas spadkobiercy fantastycznej spuścizny Krzysztofa Komedy. Myślę, że jako jedyna na świecie będę miała szansę „wzięcia się za bary” z tą spuścizną i z rzeczami, które nigdy nie ujrzały światła dziennego. To jest coś bardzo wyjątkowego. Legenda jest wielka. Nie ma nic trudniejszego niż zmierzyć się z legendą. Mam jednak nadzieję, że sobie z tym poradzę. Byłam dzieckiem, które rosło pod wpływem polskiej twórczości, pod wpływem jego twórczości, polskich filmów jak „Niewinni czarodzieje” itd., gdzie muzyka odgrywa dużą rolę, wydaje mi się, że dobrze to trafiło. Zrobię to ogromnym szacunkiem i talentem i mam nadzieję, że nie zbeszczeszczę tego. To ogromne wyzwanie, ale też fajna okazja, by rozprzestrzeniać polską kulturę na innych rynkach. Fantastyczna wizytówka Polski na świecie.
Jak wspomina Pani współpracę z Renatą Przemyk?
Już dawno chciałam spotkać się z Renatą. Kolegowałyśmy się już za czasów, gdy Renata była wielką gwiazdą a ja tak naprawdę nikim. Renata pomagała mi się kimś stać. Próbowała namówić wydawców chociaż do posłuchania moich piosenek, ale wtedy się to nie udało. Ja jestem zachwycona Renatą.
Czy można powiedzieć, że Renata Przemyk przyczyniła się w jakiś sposób do Pani zaistnienia na scenie?
Na pewno. Ona mnie zawsze – podobnie jak Edyta Bartosiewicz – utwierdzała w zmierzaniu w obranym kierunku. Ja jestem takim typem, który rezygnuje. Moje koleżanki pomagały mi trzymać się pierwotnej myśli. W życiu tak czasem bywa, że ta pomoc jest dwustronna. „Fortuna kołem się toczy”. Renata jakiś czas temu zaprosiła mnie na swój jubileusz. Niestety nie dostały mi się moje ulubione piosenki, za to dostałam dwie najtrudniejsze, których nie znałam i nie mogłam przyswoić. Niestety na koncercie w Krakowie „położyłam je”. Wstyd mi było okrutnie. Niemniej jednak koleżankami zostałyśmy…
A skąd pomysł na nazwę „Panienki z temperamentem?”
To pomysł Starszych Panów. To jest parafraza i tytuł ich piosenki. W ogóle ta płyta jest dziwną sytuacją, bo my bierzemy udział w drugim odcinku płyty poświęconej twórczości Jeremiego Przybory i pana Wasowskiego. Wcześniej był Kukiz i Maleńczuk. My byłyśmy tylko gośćmi, nie miałyśmy wpływu na aranżację, nad czym ubolewam. Niemniej jednak jestem tam tylko gościem. Moim zadaniem było jak najlepiej odśpiewać to, co kiedyś zostało napisane, co już miało swoje najlepsze, pierwotne wykonania. Pamiętam, że kiedy usłyszałam wykonanie Renaty, skuliłam się w sobie, ponieważ jest doskonałe, mimo że ona śpiewała piosenki po Kalinie Jędrusik. Takiej seksownej Renaty jeszcze nie słyszałam. Wpędziła mnie w kompleksy. Postanowiłam więc zaśpiewać piosenki bardziej emocjonalne i śmieszne niż seksowne.
Czy Pani syn też pójdzie w Pani ślady?
Nie sądzę. On gra na bębnach, jest bardzo muzykalny, ale ma też ogromne talenty aktorskie. Nie dziwi mnie to, bo on ma geny po swojej babci, która była nazywana Brigitte Bardot. Dziadek jest do dziś rozchwytywanym i szanowanym reżyserem. Ojciec jest producentem telewizyjnym. Ma po kim mieć „to coś”. Wcale jednak bym się nie zmartwiła, gdyby wybrał bardziej przyziemny zawód i był kimkolwiek chce. Nasze zawody, te publiczne, wiążą się z ciągłą oceną. To nie zawsze jest wygodne, miłe. Trzeba mieć tzw. "twardy tyłek”. Nie każdy ma do tego predyspozycje. Nieraz nauka tych predyspozycji zajmuje wiele czasu. Ja będę szczęśliwa, kiedy on będzie zwyczajnie szczęśliwym człowiekiem. Nic więcej mnie nie interesuje.
Wspomina Pani o publicznej ocenie. Która z tych ocen była dla Pani najgorsza?
Najbardziej boli prawdziwego artystę to, kiedy on wychodzi na scenę, próbuje zinterpretować utwór i robi to naprawdę dobrze, a i tak wszystkie komentarze skupiają się np. na jego fryzurze czy sukience…
A co wobec tego cieszy najbardziej?
Publiczność, która przychodzi na koncerty. Publiczność, która nawet w czasach kryzysu, gdzie wielu ludzi naprawdę nie ma co włożyć do garnka, a jednak, poświęca ten grosz, by kupić bilet na czyjś występ. Sztuka jest luksusem, nie jest potrzebą codzienną. W dobie, kiedy mamy multimedia, gdy najlepsze koncerty możemy oglądać nie wychodząc z domu, a jednak zadajemy sobie ten trud i nawet w zimnie stoimy na koncercie, to cieszy.
Ten koncert w Kaliszu to była też wyjątkowa sytuacja, takie pospolite ruszenie związane z WOŚP. To fajnie, że Polakom udaje się zebrać tak do kupy. Natomiast przewaga kupy istnieje na co dzień. Wolałabym, by ta jedność istniała na co dzień, nie od „wielkiego halo”. Codzienność jest przecież naszym udziałem, w życiu chodzi o drobiazgi. Jeśli człowiek umie być człowiekiem dla drugiego człowieka, to my też rośniemy w siłę. Ja mimo wszystko jestem optymistką. Wierzę, że wszyscy się pozbieramy i będziemy umieli przestać oskarżać siebie i inne narody o katastrofy lotnicze, o krzyże, wierzę, że się w tym wszystkim opamiętamy. Dużo czasu nam chyba nie zostało. Wierzę też bardzo w język polski, dlatego śpiewam po polsku, wspieram kulturę polską, dlatego że kultura jest tym, co naród wiąże, co składa się na tożsamość narodową, o co powinniśmy walczyć – w końcu mówię to w najstarszym mieście w Polsce…

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować