Krótka historia pewnej akcji

2010-09-08 20:05:00 MP

Na osiedlu na którym mieszkam dzieci nie są mile widziane. Gdy bawią się pod oknami są przeganiane na parking, skąd muszą uciekać przed samochodami. Lądują w okolicach śmietnika, lub kontynuują tę wojnę podjazdową z całym osiedlem. Wojna jak to wojna – cierpią wszyscy. Sytuacja nie jest aż tak skomplikowana i dramatyczna jak na Bliskim Wschodzie, ale impas jest realny.

MP
MP
Szukając wyjścia z tej ślepej uliczki w czerwcu tego roku napisałem apel do władz miasta Kalisza o zorganizowanie bezpiecznej przestrzeni dla dzieci na tym osiedlu. Pod apelem zebrałem podpisy 27 mieszkańców. Sprawą zainteresowałem lokalne media. Tekst napisała „Ziemia Kaliska”, materiał zrobiło Radio Centrum, Radio Merkury problemowi poświęciło audycję „W środku dnia”. Zawiadomiłem o sytuacji wszystkie Kluby Radnych. Czy zrobiłem wszystko co można? Pewnie nie, ale szturmu na Ratusz czy wbicia krzyża w miejsce gdzie chciałbym widzieć plac dla dzieci wolałbym na razie uniknąć. Naiwnie liczyłem na empatię władzy.
Dokładnie 2 miesiące po złożeniu apelu o zorganizowanie przestrzeni bezpiecznej dla dzieci Władza przemówiła do ludu.Odpowiedź która przyszła została napisana w stylu znanym z innej epoki. Zimne, urzędowe „ze względu na niewystarczającą ilość wolnej przestrzeni”. Ale w terminie, porządek w papierach musi być, terminów przekraczać nie wolno!
Apel mieszkańców został skwitowany odpowiedzią „brak jest na obecnym etapie możliwości zorganizowania placu zabaw”, bez choćby próby odniesienia się do istoty problemu. Nie ma miejsca i już. Co z tego, że jest, że tylko od dobrej woli władzy zależy, czy to miejsce zostanie wygospodarowane. Brak jakiejkolwiek analizy, odniesienia się do sytuacji urbanistycznej i przyczyn jej powstania. Macie dzieci – Wasz problem. Władzy do tego nie mieszajcie.
Największą jednak przykrość sprawia zdanie: „Jednocześnie pragnę poinformować, że na ul. Hożej w obrębie wybudowanego przez Miasto budynku 6-8, istnieje ogólnodostępny plac zabaw”. Zdjęcie „tego czegoś” poniżej. Starczy za tysiąc słów.
W Kaliszu jest dużo bardzo ładnych i funkcjonalnych placów zabaw, ale na innych osiedlach. To osiedle na plac zabaw nie zasługuje. Nikt ważny tu nie mieszka. Że tam zadbały o to Spółdzielnie Mieszkaniowe? Czyli Spółdzielnie potrafią, a Miasto nie? Ciekawe wnioski można z tego faktu wyprowadzić. Na osiedlu składającym się w dużej części z bloków miejskich, na terenach miejskich, Miasto nie potrafiło zorganizować przestrzeni publicznej w sposób przyjazny mieszkańcom. Obecnie w trakcie opracowania jest plan zagospodarowania przestrzennego dla tego obszaru. Próżno w nim szukać terenów przeznaczonych na rekreację.
Takiej odpowiedzi spodziewali się wszyscy, już w momencie składania podpisu pod apelem. Podpisywali z przekonaniem, że to się nie może udać. Nic nowego – powiecie. Ale co się z nami stało, że dzisiaj, 30 lat po „Solidarności”, władza jest bardziej wyobcowana niż kiedykolwiek? Co się stało z ideą samorządności? Kto pozbawił nas wiary w jakikolwiek wpływ na władzę? Odpowiedzi są dobrze znane: niskiego poziomu zaufania do władzy i siebie nawzajem nabawiliśmy się podczas dwudziestu lat kuracji wstrząsowych. Ot skutek uboczny – tylko, że na ulotce do tego lekarstwa nie było żadnego ostrzeżenia. Efekt jest taki, że nikt władzy nie kontroluje, nie naciska, a ta sytuację wykorzystuje. Kto by nie skorzystał z okazji?
Mimo wszystko zadziwia mnie fakt, że w średniej wielkości mieście władza potrafi całkowicie zignorować osiedle zamieszkane przez kilkaset osób. Prawdopodobnie liczy na to, że łopaty wbite na budowie aquaparku są lepszym argumentem wyborczym niż dobrostan grupki dzieci z zapomnianego osiedla. I pewnie się nie przeliczy, ale według mnie zadaniem władzy na dzisiaj jest przywrócenie tego co straciliśmy – zaufania, kapitału społecznego. Dla władzy najniższego szczebla, teoretycznie będącej najbliżej ludzi, jest to zadaniem wręcz najważniejszym.
Pozostaje tylko zapytać: komu służy ta władza? Czyja ona jest, skoro na dramatyczny apel mieszkańców odpowiada w suchy i zdawkowy sposób? Dużo się w Polsce zmieniło przez dwadzieścia lat, ale sposób sprawowania władzy niewiele. Czy jest jakieś wyjście? Jacek Kuroń miał na to radę – energię wynikającą z wściekłości, która nas ogarnia w takich momentach, można wykorzystać na działania, które dają szansę na zmianę, czyli: nie palcie komitetów, zakładajcie własne.
odpowiedź na odpowiedź władz
Mikołaj Pancewicz
mieszkaniec osiedla przy ul. Hożej
Klub Krytyki Politycznej w Kaliszu
(tekst ukazał się na witrynie www.krytykapolityczna.pl)

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować