„Mayday” – recenzja

2014-09-17 12:46:00 Andrzej Matras

Po wakacyjnej przerwie już w najbliższą sobotę wraca na deski kaliskiego teatru znakomita komedia „Mayday” Raya Cooneya.

Historia niewiarygodnych przygód londyńskiego taksówkarza prowadzącego podwójne życie z dwiema (!) żonami, które nic o sobie nie wiedzą, utrzymuje się na afiszu już od kwietnia 2010 r. Z gatunku komedii jest to chyba najlepsza sztuka będąca aktualnie w repertuarze Teatru im. W. Bogusławskiego w Kaliszu, a tych, którym w tym miejscu przychodzą na myśl „Szalone nożyczki”, informuję, że jeszcze w recenzji będzie o tym mowa.

„Mayday” jest rzeczywiście dobrą komedią (czy raczej farsą), wartą obejrzenia. Zresztą czy można oczekiwać inaczej?

Cooney jest popularnym angielskim komediopisarzem, a w tej dziedzinie Anglicy przecież od lat dzierżą palmę pierwszeństwa. Autor zasługuje więc jak najbardziej na słowa uznania, chociaż muszę przyznać, że w gatunku komedii bardziej cenię twórczość innego angielskiego autora – Alana Ayckbourna, który cieszy się też chyba największym uznaniem wśród brytyjskich krytyków i literaturoznawców. Z przeczytanych i obejrzanych przeze mnie jego sztuk do dzisiaj pamiętam np. znakomitą farsę „Jak się kochają” z Martą Lipińską w jednej z głównych ról. Nawiasem mówiąc, w sztuce tej autor zastosował ten sam zabieg sceniczny, co Cooney w „Mayday”: akcja rozgrywa się równocześnie w dwóch miejscach, ale bez żadnych zmian dekoracji, a przy tym widz nigdy nie traci orientacji, w którym mieszkaniu się akurat rozgrywa dana scena.

Biorąc pod uwagę szybkie tempo sztuki i ciągłe zwroty fabuły, inne rozwiązanie tej tak istotnej dla scenografii kwestii byłoby zresztą chyba niemożliwe. Tempo jest rzeczywiście bardzo szybkie, wręcz zawrotne; jest to zresztą jedyny zarzut, jaki ewentualnie mógłbym mieć w stosunku do sztuki. O ile w pierwszym akcie wszystkie kłopoty bohaterów i próby wyjścia z nich były dla mnie całkowicie jasne, to przyznaje, że po przerwie zaczynałem się już momentami gubić – jaka jest dokładnie rola danego policjanta czy jednej dwóch żon Johna Smitha w danej scenie? Ale to już byłby zarzut do autora sztuki, nie aktorów czy reżysera. A może to tylko moja wina – może po prostu zbyt wolno myślę, a reszta publiczności bez problemu nadąża za każdym zwrotem akcji :-) ?

Pisząc o „Mayday”, musi nasunąć się porównanie z „Szalonymi nożyczkami”, które tak skrytykowałem w innym miejscu na łamach portalu Calisia. Na czym polega wyższość sztuki Cooneya? Odpowiedź jest oczywista – „Mayday” ma po prostu znakomicie skonstruowaną i przemyślaną fabułę, której „Szalone nożyczki” nie mają w ogóle. Również humor jest tu na o wiele wyższym poziomie – zwłaszcza miłośnikom angielskiego humoru, Johna Cleese’a czy takich seriali jak „Hotel Zacisze” „Mayday” jest naprawdę wart polecenia. Wprawdzie wiele dowcipów i gagów, podobnie jak w „Szalonych nożyczkach”, można by określić jako „lewd” czy „raunchy”, humor ten nie przekracza jednak granic dobrego smaku, a cała sztuka jest naprawdę bardzo zabawna.

Czy w „Mayday” można znaleźć jakieś głębsze treści? Chyba nie, ale sztuce to ujmy nie przynosi. Niewiele współczesnych fars niesie jakieś głębsze przemyślenia na temat społeczeństwa czy otaczającego nas świata. Sztuki Alana Ayckbourna są tu wyjątkiem, ale nie każdy jest Alanem Ayckbournem – i nie musi nim być. „Mayday” jest po prostu inteligentnie napisaną i bardzo dobrze zainscenizowaną komedią, której zadaniem jest dać widzom rozrywkę i która z tego zadania znakomicie się wywiązuje.

(Recenzja po raz pierwszy opublikowana jako komentarz na portalu „Calisia” w czerwcu 2012 r.)

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować