Iwona Kienzler – kobieta wielu twarzy

2014-03-17 11:19:00 Sylwia Kwiatkowska

Z urodzenia kaliszanka, z wyboru gdynianka. Autorka ponad 80-ciu książek, tłumaczka, podróżniczka, zapracowana umiarkowana feministka, która mimo, że mocno trzyma w rękach stery swojego życia, to potrafi pokornie przyjąć niespodzianki losu. Niedawno w Kaliszu promowała swoje książki, a wśród nich biografię: Maria Konopnicka. Rozwydrzona bezbożnica.

Iwona Kienzler
Iwona Kienzler

Ukończyła Pani Liceum im. A. Asnyka w Kaliszu. Czy jest Pani rodowitą kaliszanką, czy stąd pochodzą też Pani   rodzice?
Jestem rodowitą Kaliszanką, tutaj się urodziłam, mój brat także. Stąd pochodzi moja mama, chociaż tato już nie – z kieleckiego.

Czy kierunek studiów – handel zagraniczny na AE w Poznaniu był zgodny z Pani zainteresowaniami i czy nadal się przydaje? Jaki zawód Pani wykonuje?
Handel zagraniczny był zgodny z moimi zainteresowaniami – zawsze lubiłam języki, podróżowanie. Matematyka i przedmioty ścisłe nie sprawiały mi kłopotów, więc studiowanie ekonomii z jej statystyką, ekonometrią i innymi przedmiotami ścisłymi też były dla mnie nieskomplikowane. Po studiach pracowałam w sektorze handlu zagranicznego. Po transformacjach roku 1989 zaczęłam pracować jako tłumacz i sporo podróżować służbowo. Do dzisiaj podróżuję, chociaż w większości prywatnie.
Obecnie piszę książki głównie historyczne, chociaż do niedawna również leksykony, słowniki, repetytoria językowe.

Co spowodowało, że zainteresowała się Pani historią, a szczególnie postaciami kobiet z dawnych epok? Z jakich źródeł Pani korzysta podczas pracy nad książkami?
Historie związane z postaciami kobiet, romanse królów, to tematy bardzo kobiece. O ile powstało wiele książek o kochankach królów francuskich i angielskich, romansach tych królów, to w polskiej literaturze nie ma tak wiele. Dlatego starałam się wypełnić tę lukę i pokazać historię oczami kobiety – skupić się na emocjach, uwikłaniach kobiet, potraktować romanse królów z kobiecego punktu widzenia.
Pracując nad książkami korzystam głównie ze źródeł wtórnych, sięgam do źródeł takich jak Długosz, ale staram się nie wyważać otwartych drzwi – jeśli ktoś już opisał dogłębnie jakiś problem, to po prostu opieram się na tym źródle. Podaję oczywiście rzetelnie autora, tytuł, cytuję innych autorów, a jeśli jest kilka sprzecznych opinii lub poglądów na dane zagadnienie, to podaję je wraz ze podaniem skąd pochodzą.

Co zaintrygowało Panią w postaci Marii Konopnickiej, ze postanowiła Pani zgłębić jej biografię?
To była ciekawa postać, ze swoimi problemami życiowymi, postać bardzo niejednoznaczna, ale znacząca w naszej literaturze – chociaż ocena jej utworów zmieniła się z czasem – niektóre stały się bardziej popularne i doceniane, a niektóre nie wytrwały próby czasu. Ale nadal zajmuje znaczącą pozycję w literaturze polskiej.

Po tytułach Pani książek, które często są chwytliwe – co jest zrozumiałe z punktu widzenia marketingu, można by sądzić, że lubi Pani wyszukiwać damsko-męskie smaczki, często skrzętnie ukrywane przez biografów. Nie obawia się Pani opinii  poszukiwaczki taniej sensacji, skandalistki, a także ataków ze strony konserwatywnych środowisk?
Podając nieznane fakty z życia postaci historycznych, również te skrzętnie skrywane, czasem niewygodne dla przedstawianej postaci, pokazuję żywego człowieka, z jego problemami, niedoskonałościami, sprzecznościami. Poprzez te ludzkie przywary, skrywane tajemnice, możemy poznać postać, jej złożoność, ściągnąć ją z piedestału. Co innego dorobek danej osoby, a co innego jej obraz jako człowieka. Poprzez te prawdziwie ludzkie historie poznajemy lepiej taką postać, zapamiętujemy ją. I potrafimy zrozumieć jako człowieka. Natomiast nie jestem za zawłaszczaniem postaci na sztandary ugrupowań. Nie powinniśmy przywłaszczać wizerunku Konopnickiej jako ikony homoseksualizmu, bo nie ma dowodów, że jej związek z Dulębianką miał takie podłoże. Pamiętajmy, że miała wiele związków i romansów z mężczyznami, często z młodszymi od siebie partnerami i jej orientacja homoseksualna jest wątpliwa. Oczywiście niewykluczona, ale nie ma żadnych dowodów.

Jaki jest Pani stosunek do polskiego feminizmu, czy kobiety w Polsce mają jeszcze o co walczyć, jeśli chodzi o zrównanie swoich praw i ról społecznych z mężczyznami?
Nie jestem zagorzałą feministką, taką bardzo umiarkowaną. Dopóki mężczyźni nie rodzą dzieci, a kobiety mają nieco mniej testosteronu, to absolutna równość płci nie jest możliwa. Co nie znaczy, że kobiety nie mogą zajmować stanowisk kierowniczych, a mężczyźni świetnie sobie radzić z opieką nad dziećmi. Chyba nie przez parytety droga. Jeśli kobieta będzie zdeterminowana, by pokonać „szklany sufit”, to go pokona. Ale cenię te kobiety, które chcą i potrafią walczyć o swoje prawa i prawa dla innych kobiet. Daleko mi jednak do walczącego feminizmu.

Czy pisanie książek, to Pani zawód, pasja, czy sposób na życie.? Czy czuje Pani w tym samospełnienie?
To jest i zawód i pasja i sposób na życie. Na pewno oznacza realizację siebie. Nawet jeśli jakiś temat „zadany” jest przez wydawnictwo, to i tak pasjonujące są poszukiwania materiałów do tematu, czytanie materiałów, a potem tworzenie z tego czegoś zupełnie nowego.

Oprócz książek historycznych z zakresu non-fiction, jest Pani także autorką wielu słowników, leksykonów, poradników językowych, reportaży z podróży, artykułów o tematyce gospodarczej, co dowodzi, że lubi Pani być zorientowana w różnych dziedzinach życia. Czy znajomość wielu języków obcych pomaga Pani w tym i czy w ówczesnym świecie jest to umiejętność niezbędna?
Pisanie słowników bez znajomości języków nie jest raczej możliwe, chociaż niewykluczone. Zdarzało mi się pisać słowniki i leksykony wielojęzyczne – na przykład polsko-angielsko-niemiecko-francuskie albo pisma i umowy lub korespondencje biznesowe polsko-angielsko-niemieckie. Wtedy pewnym wyzwaniem jest spójność wszystkich trzech wersji. Oczywiście znajomość języków przy takich opracowaniach jest niezbędna. Bardzo dobrze znam angielski, niemiecki i francuski. Rosyjski głównie w piśmie, w mowie – słabiej. Poza tym hiszpański – w mowie bardzo dobrze, ale w piśmie słabiej. Po włosku się dogadam, przetłumaczę z włoskiego i porozumiem się w tym języku, ale na włoski nie podjęłabym się tłumaczenia. Za to mogę tłumaczyć z niderlandzkiego ze słownikiem, bo ma strukturę języka podobną do niemieckiego. Mogę również tłumaczyć teksty z łaciny, czeskiego i słowackiego, szwedzkiego, oczywiście ze słownikiem, ale nie nazwałabym tego znajomością tych języków.

Czy często Pani podróżuje? Gdzie najczęściej i czego Pani szuka podczas swoich wypraw?
Często, zdarza się, że raz na miesiąc. To są głównie targi książki – Londyn, Frankfurt, czasem Paryż, Istambuł. Do tego podróże dla przyjemności – dalekie kraje jak Peru, Boliwia, Indie (do których wracam co jakiś czas), Chiny. Z krajów bliżej położonych – chętnie wracam do Maroka, Nicei.

Czy mogłaby Pani przytoczyć jakąś ciekawą anegdotę z podróży lub jakieś zdarzenie z Pani życia, które w jakiś sposób zmieniło Panią, zweryfikowało jakiś stereotyp lub wręcz przestawiło Pani życie na inne tory?
Kiedy złamałam nogę w Indiach, byłam przekonana, że z mojej zaplanowanej za dwa miesiące podróży do Peru i Boliwii nic nie wyjdzie. Ale przyjaciele, z którymi jechałam zapewnili mnie, że pomogą mi w podróży i mój brat również jechał ze mną i bardzo pomógł mi w noszeniu bagaży i zajmowaniu się mną, bo wyprawa bezpośrednio po zdjęciu gipsu i szybkiej rekonwalescencji nie była prosta. Proszę sobie wyobrazić wejście i spacer po Machu Picchu…. Trafiliśmy wtedy na karnawał w Boliwii, codziennie były tańce na ulicach. Tańczyłam oczywiście w pochodzie, a wieczorem zapamiętale tańczyłam z miejscowymi tancerzami. Gdyby któryś z nich wiedział z jakim kulawym stworzeniem tańczy! Nikt się jednak nie zorientował, że ledwo chodzę, ale tańcować mogę.
To jako anegdota. Natomiast co zmieniło lub przestawiło moje życie? Myślę, że Indie. Po doświadczeniach z karaluchami, szczurami i innymi stworzeniami, które grasowały w hotelach, karaluchy również masowo w pociągach, nie reaguję teraz wcale na drobne muszki w zupie, czy robaczki i karaluszki na przykład w hotelu. Po hardcorowej wyprawie do Indii nie można przejmować się takimi drobiazgami, bo są one niczym w porównaniu z robactwem i brudem, który można tam spotkać. Hindusi również nauczyli mnie, że nie należy walczyć z losem – jeśli coś ma być to i tak będzie.

Osiadła Pani w Gdyni. Czy to z wyboru, czy  tak się potoczyło Pani życie? Lubi Pani Gdynię i Trójmiasto?
W Gdyni osiadłam dlatego, że mój mąż stąd pochodzi. Mieszkam tutaj już 33 lata i bardzo mi się podoba. Jest to jedno z najbardziej przyjaznych dla mieszkańców miast. Zawsze można wpaść do Sopotu i Gdańska, a autobus na lotnisko w Gdańsku mam prawie spod domu.

A Kalisz – to rodzina i sentyment, czy coś jeszcze?
Zdecydowanie tak – rodzina i sentyment. Miło wrócić od czasu do czasu i zobaczyć jak się zmienia miasto – zdecydowanie na lepsze. Odremontowano wiele zabytków, kamienic, powstały nowe budowle. Szkoda, że tak wiele zakładów upadło i tak wielu młodych ludzi wyjechało.

Nad czym Pani obecnie pracuje i kiedy możemy się spodziewać następnej książki?
Najnowsza pozycja „oczyma Iwony Kienzler” to EUROPA JEST KOBIETĄ – historie kobiet znaczących w historii Europy i ich romanse i miłości, między innymi postać królowej Wiktorii, Elżbiety, Małgorzaty i wiele innych. Potem – POLKI NA TRONACH EUROPY.
W serii Dwudziestolecia międzywojennego ukazują się teraz pozycje mojego autorstwa takie jak MODA, MUZYKA, GOSPODARKA I PIENIĄDZ, ARCHITEKTURA, DWÓR, LEŚNICTWO I MYŚLISTWO i inne.

Co symbolizuje turkusowe ptasie pióro, które towarzyszy Pani podczas spotkań z czytelnikami? Czy ma ono jakąś swoją historię?
Pióro to symbol pisarza, dostałam je od mojej przyjaciółki Bożenki. Mam jeszcze takie samo białe. Często zabieram je ze sobą nawet do studia radiowego.

Rozmawiała: Sylwia Kwiatkowska

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować