BOLO - Historia hydraulika, który został klaunem

2014-03-08 00:00:00 Sylwia Kwiatkowska

Bolesław Ogorzelski, zwany Bolo, kaliski rykszarz, klaun i przebieraniec. Postać barwna, nietuzinkowa i odważna, rozpoznawalna przez dzieci i dorosłych. Emerytowany hydraulik, który nie chce spędzać życia przed telewizorem, nie chce zgnuśnieć i narzekać na swój los. Woli wyjść do ludzi, dać im radość i uśmiech na twarzy. Lubi czuć sie potrzebnym.

Przedstawiciel Męskiej Części Społeczeństwa składa życzenia Paniom
Przedstawiciel Męskiej Części Społeczeństwa składa życzenia Paniom

Co sprawiło, że z zawodowego hydraulika zmieniłeś się w rykszarza i amatorskiego klauna?

Wszystko się zaczęło przed wielu laty, kiedy padła moja firma. Wpadłem w depresję. Godzinami nic nie robiłem, tylko liczyłem papruchy na dywanie. Wszystko wydawało mi się beznadziejne, nie chciałem wychodzić z domu, ani na balkon, nie odbierałem domofonu, żyłem w swoim świecie, zamykałem się w sypialni i z nikim nie chciałem rozmawiać. Chciałem już oddać duszę za darmo diabłu, ale rodzina mi nie pozwoliła, zmusiła mnie do leczenia. Wreszcie za namową żony poszedłem do najlepszego kaliskiego psychiatry, który powoli obudził we mnie chęć do życia. Zacząłem myśleć, że działanie ostateczne niczego nie rozwiąże, a mojej rodzinie sprawi nowe kłopoty i troski. A tego nie chciałem. Czułem wsparcie bliskich.

Jak długo trwała terapia?

Wychodziłem z depresji 2 lata. Podczas tych wizyt u lekarza spotykałem ludzi z podobnym jak mój problem i nagle zrozumiałem, że to nie tylko ja borykam się z taką chorobą. Z gabinetu pana doktora wychodzili pacjenci, których niejednokrotnie znałem i wiedziałem, że zajmują wysokie stanowiska w naszym mieście.
Myślę, że ja za szybko żyłem. Kiedy prowadziłem własną firmę nigdy nie miałem czasu dla mojej rodziny, cały czas żyłem w stresie, bo wykonywałem bardzo odpowiedzialną i niebezpieczną pracę – robiłem przyciski pod jezdniami i pod torami. Czasem okazywało się, że plany nie były dokładne i zdarzało się uszkodzić jakiś rurociąg lub kabel telefoniczny, który miał przebiegać o kilka metrów dalej. W takich sytuacjach pojawiała się służba bezpieczeństwa i brała mnie na przesłuchanie, czy aby nie jestem dywersantem. Takie rozmowy były bardzo nieprzyjeme i nigdy nie wiedziałem, czy zdołam się wytłumaczyć i wrócić do domu.

Kiedy się otrząsnąłem z tego stanu pojechałem raz z kolegą do Łodzi i tam zobaczyłem ryksze jeżdżące po Piotrkowskiej. Porobiłem zdjęcia, podpatrzyłem i zrobiłem pierwszą kaliską rykszę. Byłem pierwszym kaliskim rykszarzem.
Powoli zacząłem wychodzić na prostą. Jazda na rowerze, długie przebywanie na powietrzu mało też działanie terapeutyczne. Poza tym kontakt z ludźmi, zadowolenie z tego, że dzieci, które przewoziłem rykszą mają radość – przynosiło ukojenie i uspokojenie. Poszerzyłem działalność o czyszczenie butów. Najczęściej siadali Cyganie, ale długo tego nie pociągnąłem, bo choć usługa była tania, to ludzie woleli chodzić w brudnych butach. Także ryksza nie miała większego wzięcia. Choć zdarzyło się na przykład, że woziłem po kaliskich ulicach Krystynę Feldman, której towarzyszyła Daniela Popławska i obie panie były tym zachwycone. Obserwujący to kaliszanie pozdrawiali je po drodze oklaskami. Działo się to podczas 42 Kaliskich Spotkań Teatralnych i mam to udokumentowane na fotografii.

Zniknął rykszarz, a pojawił się kolorowy klaun.

Podczas pobytu u córki w Austrii zauważyłem na ulicy klauna, który cieszył się dużym zainteresowaniem przechodniów. I wtedy urodził się kolejny pomysł w mojej głowie. Kupiłem gotowy strój klauna i podpatrywałem jak bardziej doświadczeni koledzy zabawiają ludzi. Zresztą oni chętnie pokazali mi parę sztuczek z balonami i innych cyrkowych trików i ja właściwie pierwsze kroki w nowej roli stawiałem w Austrii. Zabawiałem dzieci podczas zakończenia roku szkolnego i przedszkolnego.

Nie bałeś się śmieszności? Tego, że ludzie mogą różnie reagować na Ciebie?

Absolutnie się nie bałem. Chęć dawania radości i czerpania z tego satysfakcji była większa, niż to, że ktoś na mój widok pukał się po głowie. Większość jednak unosi kciuk do góry w geście poparcia, więc nie ma czego się bać. Zresztą pierwsze moje kroki w Polsce zrobiłem w Głębocku, w domu pomocy dla dzieci niepełnosprawnych. To było wielkie przeżycie dla obu stron. Te dzieci są wrażliwsze, ciekawsze prezentowanej postaci, przytulają się, chwytają za elementy kostiumu, pytają o wszystko i zapamiętują do następnego spotkania. To taka satysfakcja, że chętnie wracam do takich placówek, zawożę słodycze, czy drobne upominki. Czasem kupuję je z własnej kieszeni, a czasem znajduję chętnych sponsorów, nawet z branży wędliniarskiej.

Z czasem poszerzyłeś gamę postaci bajkowych, w które się przebierasz.

Tak. Mam w swojej garderobie postaci myszki Miki, kaczora Donalda, królika Bugs’a, Mikołaja, kominiarza, białego niedźwiedzia spod Tatr, kaliskiego Gawrosza oraz dużą ilość kostiumów okolicznościowych. Większość kostiumów zakupiłem, niektóre dodatki np. kamizelki poszyła mi żona, sam się charakteryzuję i przygotowuję do roli, którą mam odegrać. Oglądam kreskówki, podglądam przedstawienia teatralne i korzystam z podręcznika do magii, z którego nauczyłem się kilku prostych trików. Nie robię żadnego scenariusza, swój występ opieram na improwizacji i na możliwościach, które zastaję na spotkaniach. Widzę do kogo mogę podejść, kto się da wciągnąć w zabawę, a kto jest wobec mnie nieufny lub zdystansowany. Po tylu latach potrafię to poznać po ludziach, po mimice ich twarzy.

Z twoich usług korzystają nie tylko dzieci.

Rzeczywiście. Dorośli też chcą się zabawić, pośmiać, dlatego często jestem zapraszany na różne imprezy plenerowe w całym województwie, zloty, obchody święta miasta, ale też na śluby, rocznice, uroczystości rodzinne. Wiosną jako królik rozdaję czekoladowe jajeczka w różnych miejscach Kalisza, w Dzień Kobiet w kostiumie rozdaję paniom kwiaty, w Nowy Rok ofiaruję kalendarze jako kominiarz. Czasem wynurzę się z wody jako zielony Wodnik, innym razem we fraku podam Młodej Parze białe gołębie.

Ludzie zabierają Cie też na wycieczki zagraniczne.

Kiedyś zdarzyło się, że pojechałem z wycieczką do Bratysławy w charakterze “zabawiacza” . Na tamtejszej starówce ubrany w kostium klauna z walizeczką przyglądałem się występowi człowieka, który lewitował, unosił się nad ziemią kilkadziesiąt centymetrów. Kiedy mnie dostrzegł w tłumie gapiów mrugnął do mnie, żebym przy nim stanął. Podszedłem więc i otworzyłem na ziemi moją walizeczkę. W ciągu niecałej godziny, zanim moja wycieczka zdążyła obejść zabytkowy rynek miałem w niej już… 49 euro od przechodzących turystów, którzy nas obu tak hojnie nagradzali. Robili sobie też z nami zdjęcia.

Wiem, że jesteś człowiekiem bardzo bogatym…, ale nie materialnie lecz rodzinnie. Pochwal się swoimi bliskimi.

Od 44 lat jestem szczęśliwie żonaty z tą samą kobietą. Mamy 5 dzieci i 5 wnucząt. Najstarsza Izabela, drugi w kolejności Rafał, potem bliźniaki Hubert i Anna i najmłodszy Maciej. Izabela mieszka na stałe w Austrii. Kiedy ją odwiedzam często prezentuję się w moich kostiumach przy różnych okazjach, co jest bardzo sympatycznie odbierane.

Zatem rodzina wspiera Cię w Twoich działaniach. Nikt z nich nie mówi, żebyś dał sobie z tym spokój, że jesteś już emerytem i lepiej żebyś uprawiał działkę niż się wygłupiał?

Nie, rodzina jest za mną, popierają to co robię i nikt mi nie mówi, żebym przestał. Żona jest moim surowym krytykiem i często mi doradza, żebym w czymś nie przesadził, żeby jakieś żarty nie były niesmaczne, żeby charakteryzacja nie była zbyt mocna, słowem, żebym trzymał przyzwoity poziom. I ja słucham jej rad, bo ona mówi to dla mojego dobra, a nie po to by mnie złośliwie skrytykować. I to jest dla mnie cenne.

To już siódmy rok odkąd założyłeś kostium klauna i innych postaci. Stałeś się popularny i rozpoznawalny. Masz jeszcze czas dla siebie? Jak regenerujesz siły?

Lubię kontakt z naturą, wśród zieleni. Jazda na rowerze mnie odstresowuje, w ten sposób się dotleniam i trzymam fizyczną sprawność. Lubię gdzieś dalej pojechać, zobaczyć coś nowego i ciekawego. Poza tym moja praca daje mi dużo satysfakcji i zadowolenia, co mnie pozytywnie nastraja i mobilizuje. Zresztą mam takie swoje motto: “Zawsze w sercu noś pogodę, uśmiechniętą twarz, nie udało ci się dzisiaj, jeszcze jutro przed sobą masz”.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować