Sport
Sportowe wspomnienia Ryszarda Wojciechowskiego – zawodnika "Calisii" Kalisz [1952 - 58] i KS "Prosna" Kalisz [1963 - 67].
Dzięki uprzejmości pana Andrzeja Wojciechowskiego publikujemy wspomnienia jego ojca, piłkarza Ryszarda Wojciechowskiego. Zebrane w latach 1980–2020, zostały spisane i zweryfikowane na podstawie dostępnych publikacji prasowych, materiałów książkowych oraz rozmów z żoną – Ingrid Wojciechowską – i trenerem Wojciechem Kwiatkowskim.

SPORTOWE WSPOMNIENIA RYSZARDA WOJCIECHOWSKIEGO
Urodziłem się 03.09.1938 roku w Kaliszu. Kiedy miałem rok wybuchła wojna i mój ojciec został wcielony do polskiego wojska, aby brać udział w wojnie obronnej z Niemcami. Razem z matką i babcią mieszkaliśmy na ul. Widok 68. Po wojnie miałem siedem lat i moją ulubioną rozrywką była gra w piłkę nożną. Graliśmy z kolegami z sąsiednich ulic (Polnej, Cmentarnej, Harcerskiej, Granicznej, Staszica) na boisku piaszczystym – właściwie na klepisku w miejscu, gdzie dzisiaj stoi Kościół Opatrzności Bożej. Mecze toczyły się tam od rana do późnych godzin wieczornych. Graliśmy zwykłą "szmacianką", bo innych piłek w okresie powojennym nie było. W 1952 roku wraz z innymi kolegami trafiłem do Gwardii Kalisz (Życie Kalisza 08.01.2003 r.). Poszło nas wtedy chyba ze czterdziestu kolegów. Gospodarz p. Bronisław Leboda na stadionie powiedział: "nie ma tyle butów i nie wszyscy je dostaną już dziś" – w tym dniu, kiedy przyszliśmy.
Najpierw grałem w juniorach Gwardii wraz z innymi kolegami z ulicy, ale muszę powiedzieć, że nasze wyszkolenie techniczne, te umiejętności, które zdobyliśmy na „klepisku” przy Polnej, to był wielki potencjał, trener miał gotowych zawodników do gry. Zawsze wspominam Józefa Walczyńskiego (seniora), który mówił: "chłopaki, a Wy już idziecie do domu? Przecież jeszcze moglibyśmy pograć …" - tak, ale robiła się już noc – uśmiech.
Dobre występy w juniorach spowodowały, że w wieku 16 lat już trafiłem do I zespołu. Grali wtedy w drużynie zawodnicy o wiele starsi ode mnie: Tomaszek, Wróblewski, Heising, Zakrzewski, Zieliński.
Zawsze miło będę wspominał przygodę, jaką przeżyłem w Pucharze Polski w 1956 roku. Calisia dotarła wówczas do półfinału Pucharu Polski. Spotkaliśmy się wówczas z CWKS Legią Warszawa. Mimo zabiegów i prób przeniesienia meczu do Kalisza, warszawski klub nie chciał się zgodzić na zmianę rozgrywania meczu. Dlatego 13.06.1956 roku pojechaliśmy na "mecz naszego życia" do Warszawy, gdzie tylko przy 8 tysiącach kibiców przegraliśmy 7:1. (PS nr 71 z 15.06.1956 r. i Sportowiec z 20.06.1956 r. nr 25). Być może w Kaliszu mecz potoczyłby się inaczej przy naszej publiczności? Dla mnie osobiście ten mecz miał ogromne znaczenie, ponieważ rozgrywając cztery mecze w PP (jeżeli dobrze pamiętam Darzbór Szczecinek 1955 r., Hetman Zamość już 1956 r., Polonia Gdańsk, Legia Warszawa – nie grałem z Wawelem Kraków) na szczeblu centralnym jako obiecujący junior mogłem pokazać się w całej Polsce i "wpaść w oko" trenerom: Górskiemu i Koncewiczowi.
Na drugim planie Ryszard Wojciechowski
Nie czekałem długo, do klubu przyszło powołanie dla mnie i Zygmunta Marciniaka na centralny obóz szkoleniowy w celu wyłonienia reprezentacji Polski U – 19 na 1957 r. dla zawodników urodzonych po 31.08.1938 r. Na obozie na obiektach WKKF na stadionie olimpijskim we Wrocławiu zgromadzono ok. 160 zawodników (02.07.1956 r. - 22.07.1956 r. pierwszy obóz, drugi miał się odbyć w sierpniu tak samo 160 zawodników) z różnych klubów w całej Polsce.
Szkolenie odbywało się pod okiem trenerów: Górskiego, Balcera, Matyasa, Jesionki, Pytlika, Gazura, Dixy i jeszcze innych. (PS nr 70 z 04.07.1956 r. i PN nr 1 (9) styczeń 1957 r.). Obydwaj przeszliśmy pierwsze sito selekcji.
Z Zygmuntem przebrnęliśmy też drugą część selekcji w Warszawie i trenerzy oraz działacze z Rady Trenerów i Młodzieżowej Sekcji PN wyłonili już 40 zawodników (PS nr 130 z dnia 31.10.1956 r.). Kolejnym etapem przygotowań do wiosennego turnieju FIFA w Hiszpanii miał być obóz zimowy w Szklarskiej Porębie od 27.12.1956 r. - 10.01.1957 r. Mieliśmy tam pracować nad poprawieniem cech motorycznych głównie szybkości oraz gry głową.
W międzyczasie rozgrywaliśmy mecze z różnymi drużynami ligowymi, a także pomiędzy sobą jako reprezentacje A i B. Były to mecze nieoficjalne (1956-12-02 Polska U-19 A – Polska U-19 B 5-2; polska-piłka 1957-3-03 Silesia Miechowice – Polska U-19 B 2-0 ; PN nr 1 (9) styczeń 1957 r.).
Cały czas utrzymywaliśmy się wspólnie z Zygmuntem w ścisłej kadrze. Razem z nami występowali m.in : Antoni Nieroba, Teodor Marx, Norbert Pogrzeba, Józef Gałeczka, Eugeniusz Faber, Eugeniusz Lerch i wielu innych znanych polskich ligowych zawodników.
Ja rozegrałem w kadrze 3 mecze oficjalne, Zygmunt Marciniak zaliczył ich więcej, strzelając dużo bramek. Moje oficjalne mecze to: 31.03.1957 r. mecz z Turcją przegrany 2:5, mecz z Austrią w Grazu 2:2 i NRD w Halle 1:0 (Życie Kalisza z dnia 08.01.2003 r.). Będąc w Austrii wspólnie z innym kolegą z drużyny myśleliśmy o odłączeniu się od kadry i pozostaniu w Austrii. Ostatecznie do tego nie doszło i wróciliśmy do Polski.
Ostatniego marca poleciałem z kadrą do Turcji, a turniej w Hiszpanii odbywał się od 14 – 23. 04. 1957 r. (PS nr 44 z 28.03.1957 r.). Do dzisiaj nie wiem jak to się stało, że do Hiszpanii wyjechał z Calisii tylko Zygmunt, natomiast ja zostałem w domu. Odbiegając od tematu podobne rozczarowanie kilka lat później przeżył syn mojego kolegi z boiska Czesia Romke – Piotr.
On również nie poleciał na Mistrzostwa Świata, chociaż "już witał się z gąską" – zaduma, lekki uśmiech.
W 1957 roku i 1958 rozegrałem w Calisii większość spotkań ligowych. W 1957 r. ja i Kaziu Marciniak mieliśmy rozegranych najwięcej spotkań po 21, natomiast w 1958 rozegrałem wszystkie 22 spotkania i w ciągu 2 lat miałem rozegranych najwięcej meczów ze wszystkich zawodników Calisii występujących w II lidze. (PS nr 43 z 26.03.1957 r. i nr 40 z 11.03.1958 r.; polska-piłka Calisia Kalisz w II lidze: 1957-1961 - Polska Piłka Nożna).
W listopadzie 1958 roku upomniało się o mnie Ludowe Wojsko Polskie, no i trafiłem w ten sposób na dwa lata do Wojskowego Klubu Sportowego Grunwald Poznań.
Kiedy znalazłem się w Poznaniu WKS Grunwald występował w klasie A. Trenerem był p. Kazimierz Śmiglak, drużyna już wcześniej mogła awansować do III ligi, ale zawirowania organizacyjne nie pozwalały tego osiągnąć. W skład sekcji piłki nożnej wchodzili m.in.: kierownik por. Kowacz, kpt. Jankowski, por. Kostrzewa, por. Suczek, por. Hanczyk (Zarys historii 40 lat WKS Grunwald w Poznaniu 1947-1987).
W 1959 roku WKS Grunwald uzyskał wreszcie awans do III ligi, w 22 meczach mistrzowskich zdobyliśmy 38 punktów, bramki 74:22, ale wymiana zawodników powodowała zmianę taktyki i ustawienia. Utworzono radę trenerów, którą kierował szef wyszkolenia klubu. Rozgrywaliśmy również mecze towarzyskie m.in. z Lechem, Olimpią, Wartą, Posnanią, Polonią Piła, Unią Swarzędz, gdzie spotykałem wielu kolegów ze wspólnych treningów w reprezentacji Polski juniorów i reprezentacji okręgu poznańskiego. W 1960 roku szliśmy rozpędem po awansie do III ligi i zajęliśmy wysokie 3 miejsce w lidze za Zagłębiem Konin i Dyskobolią Grodzisk. Trener nareszcie miał dobrą drużynę, ale tylko na dwa lata. Braliśmy udział także w turniejach z różnych okazji, które w tamtych czasach były popularne. W Opalenicy zajęliśmy II miejsce, a w międzynarodowym meczu ze Sportclub Aktivist Brieske-Senftenberg Cottbus (BSG Energie Cottbus jest kontynuatorką sportowych działań tego Klubu) przegraliśmy 1:2 po zaciętej i ambitnej grze. Bramkę wtedy strzelił w 15 minucie meczu Juskowiak.
Wystąpiliśmy w następującym składzie: Kmiećkowiak, Skrzypczak, Stefański, Przybylski, Wieczorek, Wojciechowski, Stępniak, Jankowiak, Lisiecki, Wróbel, Polowczyk i Kegel. Ponieważ w 1960 roku następowała reorganizacja rozgrywek, więc musieliśmy zaraz po sezonie 1960 zakończonym w połowie roku rozpocząć rozgrywki sezonu 1960/61. Jedną rundę jeszcze rozpocząłem w Grunwaldzie, ale w listopadzie kończyłem służbę wojskową. Grunwald zakończył sezon 1960/61 na wysokim II miejscu za Wartą Poznań. Podczas tej rundy spotykałem się z drużynami z okolic Kalisza i z samego miasta: Prosną, Włókniarzem, KKS Kępno, Górnikiem Konin, Victorią Jarocin.
Muszę wspomnieć, że podczas służby wojskowej reprezentowałem w 1959 r. okręg poznański w rozgrywkach o Puchar inż. Andrzeja Przeworskiego. Występowali tam zawodnicy do 23 roku życia. Mecze toczyły się do późnej jesieni, rozgrywaliśmy je średnio co dwa tygodnie. Po drodze do finału mieliśmy grać z reprezentacją Łodzi, niestety ten mecz został odwołany z powodu wycofania się z rozgrywek tej reprezentacji, ze Szczecinem (PS nr 145 z 17.08.1959 r. i 155 z 31.08.1959 r.) i z Warszawą (PS nr 183 z 12.10.1959 r.). W finale spotkaliśmy się ze Śląskiem, który miał bardzo mocną drużynę reprezentacyjną. W pierwszym meczu finałowym 18.10.1959 r. (PS nr 187 z 19.10.1959 r.) przegraliśmy na Śląsku 5:1. Z kolei 08.11.1959 r. w Poznaniu na stadionie WKS Grunwald zremisowaliśmy 3:3 mimo, że do przerwy prowadziliśmy 3:0 i mieliśmy wielkie nadzieje na sprawienie niespodzianki. Bramki w tym meczu zdobyli: Lisiecki, Adam i Sędziak.
Skład mieliśmy następujący: Marian Wilczyński, Edward Eder, Zdzisław Zamysłowski, Leszek Choryński, Hieronim Wieczorek, Ryszard Wojciechowski, Tadeusz Sędziak, Bogdan Maślanka, Wacław Domagała, Kazimierz Witczak, Czesław Laufer.
A ja tymczasem już po zakończeniu służby wojskowej rozglądałem się za zmianą otoczenia. Nie chciałem wracać do Kalisza, ponieważ Calisia miała do zaoferowania tylko pracę w jednym z kaliskich zakładów, natomiast ja szukałem czegoś więcej. Rozmowy ze mną podjął ambitny klub z Kraśnika, gdzie miano ochotę na awans do wyższej klasy rozgrywkowej niż III liga. Na przełomie grudnia 1960 i stycznia 1961 roku znalazłem się w Kraśniku, można powiedzieć, że rozmowy zostały sfinalizowane, ale rozmyśliłem się i zrezygnowałem z tej oferty, gdyż z Kalisza do Kraśnika było bardzo daleko i nie mogłem zbyt często przyjeżdżać do domu.
Szukając dalej miejsca dla siebie na piłkarskiej mapie Polski znalazłem kolejny klub, który miał ochotę i ambicję awansu do wyższej klasy rozgrywkowej. Zainteresował się mną SKS Start Łódź, w którym działali już Stefan Wroński i Ludwik Sobolewski, w późniejszych latach budowali potęgę Widzewa Łódź.
W tamtych czasach 1961/62 trenerem zespołu był Zygmunt Wątróbski. Do Klubu „ściągnięto” wielu topowych wówczas zawodników: Czesława Fudaleja (spotkaliśmy się z Czesiem w Jego domu pod Łodzią w połowie lat 80 i wspominaliśmy "stare czasy" … ha,ha,ha), Herberta Manowskiego z Cracovii, Jana Świerniaka ze Śląska Wrocław, Henryka Zdebela z ROW-u (ojciec reprezentanta Polski Tomasza). Oprócz nich do Startu dołączyli: Władysław Soporek, Leszek Jezierski i Wojciech Łazarek. No, i jednym z nowych zawodników byłem ja – były zawodnik Calisii i Grunwaldu. Trener Wątróbski budował silny wyrównany zespół z szeroką kadrą.
Pamiętam, że jeszcze jako drużyna III ligowa rozgrywaliśmy mecz towarzyski z Wisłą Kraków w dniu 31.05.1962 r. Na trybunach stadionu zasiadło chyba z 10 000 ludzi. Mecz zakończył się wynikiem 2:2 (1:0).
Wystąpiliśmy w składzie: Królikowski – Kuchnicki, Szewiałło, Wojciechowski, Dyszy, Manowski, Pawłowski, Matysik, Jezierski, Fudalej, Soporek (Przegląd Sportowy 02.06.1962 nr 86).
Stoją od lewej: Jan Matysik, Leszek Jezierski, Herbert Manowski, Czesław Fudalej, Bogdan Szewiałło, Ryszard Wojciechowski, Władysław Soporek, Dyszy – imię NN, Edward Kuchnicki, Michał Królikowski, Janusz Pawłowski
Od 24.06.1962 r. - 05.08.1962 r. rozgrywaliśmy ze „Startem” mordercze baraże o wejście do II ligi. Naszymi przeciwnikami były drużyny występujące w gr. III : Polonia Warszawa, Motor Lublin, Granica Kętrzyn i Mazur Ełk. (Łódzki OZPN 80 lat Księga Pamiątkowa – Katowice 2000 r.) Dwie ciekawostki mogę dziś opowiedzieć o meczu z Polonią Warszawa (1:0 dla Startu) w Łodzi. Pierwsza z nich: na trybunach zasiadło 20 000 kibiców (chwyt za głowę, niedowierzanie na twarzy), a to był tylko baraż do II ligi, druga ciekawostka : w trakcie meczu zawodnik Polonii Kudlak uderzył mnie w twarz. Oczywiście za niesportowe zachowanie otrzymał czerwoną kartkę i musiał zejść z boiska, a Polonia do końca meczu grała w "10". O sytuacji tej pisały wówczas wszystkie gazety komentujące to spotkanie.
Przegraliśmy podczas baraży tylko jeden mecz z Motorem Lublin 1:0 i z Motorem zremisowaliśmy 0:0, ale dzięki temu w dniu 05.08.1962 r. po meczu z Motorem można było cieszyć się z awansu do II ligi, ponieważ to właśnie tą drużynę wyprzedziliśmy w tabeli o 2 punkty. Mimo wielu doświadczonych zawodników w II lidze "świata nie zawojowaliśmy", a na koniec sezonu zajęliśmy 11 miejsce o dwa "oczka" wyżej od strefy spadkowej.
Ja znowu poszukiwałem czegoś innego i mimo, że w Łodzi zamieszkała ze mną moja żona to szukaliśmy stabilizacji życiowej, ponieważ w styczniu 1963 r. urodził się mój syn, a mieszkaliśmy w hotelu klubowym przy ulicy Teresy 56. Chciałem jeszcze raz spróbować czegoś innego – może awansu sportowego, a może po prostu szansy na lepsze życie, dzięki uprawianiu piłki nożnej. Skorzystałem z zaproszenia Lechii Zielona Góra i z tym zespołem pojechałem w 1963 roku na obóz zimowy, lecz ostatecznie wróciłem do Kalisza do żony i syna i w ten sposób rozpoczęła się moja przygoda z "Prosną" Kalisz.
Zakładem opiekuńczym najstarszego Klubu Sportowego w Kaliszu była Wytwórnia Sprzętu Komunikacyjnego. Tam otrzymałem pracę i godne na ówczesne czasy zarobki. Jednocześnie mogłem kontynuować grę w piłkę właśnie w "Prośnie". Początkowo sytuacja w sezonie 1962/63 była nieciekawa z powodu degradacji drużyny do klasy A. Jednakże przyjście do Klubu trenera Edwarda Zielińskiego byłego zawodnika Prosny i Legii Warszawa spowodowało, że zajęliśmy
I miejsce w klasie A, ale o braku awansu do klasy okręgowej zadecydował przegrany mecz barażowy z Olimpią Koło 1:2.
W 1965 roku nastąpił kolejny awans do klasy okręgowej – wówczas trzeci poziom rozgrywek. Do zespołu dołączył Stasiu Posiłek, Rafał Grąbkowski i Wojtek Kwiatkowski (trener Prosny przez 14 lat, w-ce Prezes OZPN Kalisz).
Z Wojtkiem to było tak: graliśmy w Błaszkach mecz z Piastem, bodajże w 1964 roku. Na boisku już wydawało mi się, że dobrze gra, pytam Wojtka: co Ty tutaj robisz?, a Wojtek: gram, uczę się, chodzę do szkoły, to ja na to: no, to przyjdź do nas do Prosny.
No i już po meczu znalazł się u nas w szatni, zaczęliśmy go namawiać na grę w Prośnie Kalisz, no i "chłopak" przyszedł. W ten sposób dołożyłem cegiełkę do rozwoju Klubu i OZPN – u – śmiech. Oczywiście po awansie w 1965 r. grałem dalej do 1967 roku, ale moja kariera po 15 latach gry zbliżała się do końca : w 1967 roku w kwietniu urodziła się moja córka i postanowiłem dograć sezon 1966/67 do końca i w wieku 29 lat zakończyć czynne uprawianie sportu – wtedy zawodnicy w wieku takim jak ja, trzydziestolatkowie kończyli już swoje kariery zawodnicze.
Często dzisiaj w domu rozmawiamy podczas spotkań rodzinnych o naszym życiu, co byśmy zmienili, jaką drogą byśmy poszli, a ja zawsze powtarzam : mimo, że mam dwie endoprotezy w kolanach nie zmieniłbym nic i zawsze wybrałbym tą samą drogę. Uprawiałbym piłkę nożną tak, jak to robiłem przez piętnaście lat mojego życia, ponieważ były to niezapomniane chwile.
Stoją od lewej: Włodzimierz Jezierski, Ryszard Wojciechowski, Wiesław Skubiszewski, Stanisław Leszka, Tadeusz Walczak, Zbigniew Pacholski, Edmund Zdyb, działacz sportowy, Jan Leki, w dolnym rzędzie : Marian Spalony, Zdzisław Adrian, Wojciech Chabierski.
Z kroniki KS „ PROSNA ” KALISZ - KSIĘGA POGRZEBOWA
Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,
wrzuć nam coś do kapelusza :)


Wdzięczny Zespół Calisia.pl