Kultura

Ruslan Kalmykou wskrzesza makietę Zawodzia Władysława Kościelniaka

2024-11-14 08:30:00 pejot

To druga makieta Kościelniaka, którą Rusłan Kalmykou rekonstruuje. Pierwszą – przedstawiającą Kalisz z przełomu XVII i XVIII wieku – ukończył w 2023 roku. Teraz przyszła kolej na Zawodzie – makietę, która przez lata leżała zapomniana, zakurzona, pokryta ptasimi odchodami. „Kiedy ją pierwszy raz zobaczyłem, była brudna, zniszczona, domki były połamane. Nie było widać oryginalnych kolorów" – opowiada artysta.

fot. Calisia.pl
fot. Calisia.pl

Każdy etap pracy nad makietą to osobna opowieść. Np. w fosie, otaczającej gród, Ruslan musiał wyciągnąć wszystkie elementy drewnianych pali, oczyścić je, zagruntować, zaszpachlować, pomalować i od nowa zamontować. „Każdy z tych patyczków jest ręcznie dopasowywany, a jest ich kilka tysięcy. Trzeba było dużo czasu i cierpliwości, żeby to wszystko odtworzyć" – opowiada.

 

 

Kalmykou podkreśla, że Kościelniak nie tworzył zwykłych makiet. „On budował te miniatury jak prawdziwe budynki. Stosował techniki budowlane, jakie wykorzystuje się w budownictwie. Nie chodziło tylko o odwzorowanie wyglądu, ale o samą konstrukcję". Ruslan pokazuje pokrycia dachów: „To jest bardzo precyzyjna robota. Teraz muszę odtwarzać te detale nitka po nitce, rozplątuję gruby sznur i jego fragmentami uzupełniam braki”.

 

 

Renowacja makiety Zawodzia okazała się zadaniem znacznie bardziej czasochłonnym, niż Ruslan początkowo zakładał. „Na początku myślałem, że to potrwa jakieś dwa miesiące. Ale gdy tylko zacząłem zdejmować kolejne warstwy brudu, pojawiły się nowe wyzwania. Podłoże okazało się popękane, zajęte przez wilgoć. To jest robota na rok pracy, dzień w dzień” – mówi. Najwięcej wysiłku Rusłan włożył w płot otaczający grodzisko. „Był zniszczony w połowie. Trzeba było dopasować każdą pałeczkę, szukać odpowiednich patyczków, wykałaczek. To wymaga bardzo dużego wysiłku, ale nie robię tego komercyjnie, tylko z miłości do sztuki i wdzięczności do Kalisza, że przyjął mnie w trudnym momencie życia [Rusłan trafił tu na początku wojny, po 21 dniach spędzonych w Kijowie ostrzeliwanym przez rosyjskie wojska  – przyp. red.]".

 

 

Makieta Zawodzia to nie tylko budynki i fortyfikacje. To całe życie, zapisane w miniaturowych detalach. „Spójrz tutaj” – pokazuje Ruslan maleńką ławeczkę przed chatą, obok niej stosik drewna i miniaturowe naczynia na stole. „To są sceny codziennego życia. Kościelniak miał niesamowite wyczucie szczegółu. Jest tu nawet maleńkie palenisko, a obok wychodek. Takich smaczków jest tu mnóstwo. Każdy element opowiada historię. Kościelniak tworzył te rzeczy z niezwykłą precyzją. Potrafił też wykorzystać naturalne formy – na przykład drzewa i krzewy, które stworzył z prawdziwych roślin, wysuszonych i odpowiednio przyciętych. Jest w tym kreatywność, ale i techniczne myślenie" – mówi.

 

 

Czy praca nad nie swoim dziełem jest szczególnie trudna? "Trudna i bardzo ciekawa, bo możesz znaleźć rożne artefakty, włosy artysty, odciski palców, kawałki papieru. Można próbować rekonstruować, co się działo, gdy tworzył makietę. To są bardzo osobiste sprawy. Jestem pewien, że ktoś mu pomagał, że w tej pracy towarzyszyły mu kobiety. To widać po długości i kolorze włosów, które znajduję" – tłumaczy Rusłan. Rekonstruując dzieło, wiele można dowiedzieć się o osobowości artysty. Poza kreatywnością i zmysłem technicznym, Kościelniaka z pewnością cechowało poczucie humoru: "Patrz!", mówi Rusłan i pokazuje maleńki grób na makiecie Zawodzia. A w grobie... miniaturowy żołnierz z karabinem maszynowym. "Gdyby Władysław żył, bardzo chciałbym go poznać" – śmieje się Kalmykou. 

 

 

Poza artefaktami, które zostawił sam artysta, Rusłan podczas swojej pracy znalazł ślady ludzi, którzy makietę oglądali, gdy przed laty była eksponowana w Muzeum Ziemi Kaliskiej. Wewnątrz miniaturowego kościoła odkrył pieniądze z lat 60., stare bilety, figurki, a nawet papierosa "klubowego”. To wszystko tworzy mikrohistorię makiety, pokazuje życie, które się wokół niej toczyło.

 

 

Rusłan, pytany, czy nie kusi go, żeby zaznaczyć także swoją obecność na makiecie, odpowiada: "Zawsze to robię, zostawiam minimalny ślad. W wypadku tej makiety mam pomysł, co zrobię, ale nie zdradzę tego. W każdym razie tylko bardzo uważny człowiek będzie mógł to znaleźć".

Celem artysty jest przywrócić dawny blask makiecie, odwzorować to, jak wyglądała, gdy wyszła spod ręki Kościelniaka, ale pojawi się też nowy element. To światło w świątyni, które dla Rusłana ma być symbolem nadziei, wiary i siły. 

 

Teraz, gdy renowacja dobiega końca, Rusłan przygotowuje się do opuszczenia Kalisza. „Czy mi żal? Może trochę. Ale życie artysty tutaj jest trudne. Trzeba z czegoś żyć” – przyznaje. 

Makieta Zawodzia trafi niebawem do ratusza. Będzie można ją oglądać już w drugiej połowie listopada.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować