Społeczne
Ortograficzne zmagania w Kaliszu. Złote Pióro Prezydenta Miasta przyznane!
Uczniowie, nauczyciele, radni, przedsiębiorcy, przedstawiciele służb mundurowych – w sumie blisko 50 osób zmierzyło się z tekstem 3. Kaliskiego Dyktanda o Złote Pióro Prezydenta Miasta. Kto okazał się najlepszy?
10 grudnia w Szkole Podstawowej nr 22 odbyło się 3. Dyktando Kaliskie. Wzięło w nim udział ok. 50 osób, reprezentantów różnych środowisk, grup i zawodów – uczniowie, nauczyciele, radni, mundurowi, urzędnicy, lekarze, emeryci. Z ortografią i interpunkcją zmierzył się też także wiceprezydent Grzegorz Kulawinek. Autorem tegorocznego dyktanda był Tomasz Witak – urzędnik Kancelarii Prezydenta Miasta Kalisza, pracownik ds. współpracy międzynarodowej i z miastami partnerskimi.
Najlepsza okazała się Marta Wodzicka, pracująca na co dzień jako specjalistka ds. HR i to jej prezydent Krystian Kinastowski wręczył Złote Pióro: - Nie spodziewałam się wygranej, dyktando było bardzo wymagające – powiedziała pani Marta, odbierając nagrodę.
Podczas sprawdzania prac uczestników dyktanda organizatorzy zaprosili gości do obejrzenia jasełek przygotowanych przez uczniów i nauczycielki ze Szkoły Podstawowej nr 22.
Wydarzenie było okazją do podsumowania i wręczenia nagród laureatkom i laureatom III Międzyszkolnego Konkursu Ortograficznego Szkół Podstawowych Miasta Kalisza „Złote Pióro”. Pierwsze miejsce w konkursie zajęła ponownie Iga Kołecka ze Szkoły Podstawowej nr 3, drugie Stanisław Antczak ze Szkoły Podstawowej nr 22, a trzecie Oliwia Andrysiak ze Szkoły Podstawowej nr 8.
Treść 3. Kaliskiego Dyktanda o Złote Pióro Prezydenta Miasta:
„Rejwach kaliskiej nocy”
W kaliskim ratuszu, pośrodku dziedzińca pełnego różnobarwnych hortensji, stoi hołubiona strażniczka wszechzieleni, egzaltowana staroapenińska Flora. Burzliwymi nocami, gdy grzmoty huczą, a błyskawice czmychają niczym rozżarzone węże między cumulonimbusami, niby-alabastrowy posążek bogini opuszcza cokół i podąża szukać druhów na niepogodę.
Najsamprzód, statua indaguje swojego spiżowego współtowarzysza, Stefana Szolca-Rogozińskiego, o bliższe szczegóły kolejnych wojaży. Podróżnik-odkrywca wciąż palcem wskazuje południowe trajektorie ku środkowoafrykańskim płaskowyżom, gdzie kupił od Kameruńczyków wyspę za tużurek i skrzynkę ginu.
Nie chcąc jednak czekać na międzykontynentalną eskapadę, przeczekują zawieruchę zajmując się miejskim myślistwem. Na chybcika, hop przez chaszcze i zauważają zwierzynę. Ach, ależ będzie trofeum! Słoń jak z serca Afryki! Szykując dubeltówkę, ostrożnie zbliżają się, gdy ni stąd, ni zowąd zwierz staje w reweransie.
Pseudodzikie czerwono-różowo-żółte indywiduum okazało się być nie byle kim. Toż ten pachyderm to nie grand prix safari, a nasz współbratymiec z partnerskiego miasta Hamm, upiększający przykolejowe rondo Unii Europejskiej. Okazuje się, że imigrant z Nadrenii, jako adorator kuchni Słowian, kontempluje co mógłby pożreć na późnowieczorną przekąskę. Uwielbia żur, pochłania pszenno-żytnie pieczywo na drożdżach i marzy o przemaślanych de volaille’ach. Niefortunne nazewnictwo sprawia, że tylko do słoniny żywi niesmak.
Flora, przeżywszy w Wielkopolsce paręset lat, wie najlepiej, gdzie namierzyć adekwatny wikt. Kierunek – babcia! By ujarzmić słoniowy głód, kwiaciarka i eksplorator odziewają trąbacza w chomąto i Szlakiem Bursztynowym dyrygują go do Parku Miejskiego. Mało dyskretny tętent kolubryniastych stóp zwierzęcia rezonował jak echo burzowych rozbłysków. U celu, pośród spacerowych alei, wiewiórczych dziupli i szmaragdowozielonej roślinności, czeka przedwieczna prababka.
Bogini Gaja, nowa kaliszanka, która niedawno zamieniła kreteńską patynę na towarzystwo spoczywającej nieopodal Spoczywającej. Widząc zmierzającą ku sobie rzeźbioną watahę, rozpościera swoje ręce i otacza ich ciepłem jak tylko babcia potrafi. Razem, w towarzystwie dmących szkwałów i jarzących się gwiazd, wspominają minione eony i arcymistrzów, którzy z pietyzmem ziszczali ich sylwetki.
Gdy zbliża się brzask, Flora wraca na swój cokół, przywodząc fałdy sukni do porządku i zamierając w ponownym bezdechu. Mieszkańcy Kalisza, choć nieświadomi nocnych ekskursji Flory, niekiedy zauważają niewytłumaczalne zmiany: tu i ówdzie pojawia się samotny kwiat, na kocich łbach harcują znamiona marmurowych kroków, a na kalcycie posągów skrzy się srebrzysty pył jakby z odległych gwiazd. Czy to tylko przypadek, czy jednak kamienna Flora żyje bardziej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać?
Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,
wrzuć nam coś do kapelusza :)
Wdzięczny Zespół Calisia.pl