Ludzie z pasją - Józef Wojciech Krenz

2011-10-20 19:43:50 Katarzyna Dąbrowska

Poznajmy kolejną osobę z cyklu "Ludzie z pasją". Dziennikarz, filmowiec, fotoreporter. Rodowity Poznaniak, od wielu lat mieszkający w Kaliszu.

Kim chciał Pan być w młodości?
W młodości zakochałem się w dziewczynie starszej od siebie, która chciała iść na medycynę. Umawialiśmy się, że razem pojedziemy do Afryki i ona będzie tam leczyć Murzynów w zabitych dechami strzechach, a ja będę misjonarzem. Miłość ta trwała 2 lata, jeździliśmy palcem po mapie. Później odkochałem się w dziewczynie, ona poszła w świat. I tak skończyły się moje marzenia o byciu misjonarzem, a zaczęły następne.
Jakie były Pana późniejsze fascynacje?
Po maturze zakochałem się w przyrodzie, chciałem być leśniczym. Mieć konika, drewnianą leśniczówkę i z lasu nie wychodzić. Poszedłem na leśnictwo, które mnie zafascynowało. Bardzo chciałem zostać leśniczym. Rysowałem, pilnowałem parków, poznawałem przyrodę i wpadłem w tzw. wir działacza kultury, czyli kierowałem klubami studenckimi, klubem Cicibór itp.
Jak wspomina Pan czasy studenckie?
W katedrze botaniki leśnej na Wyższej Szkole Rolniczej w Poznaniu - jako osoba mająca zdolności rysowania - rysowałem tablice poglądowe i to co widziałem przez mikroskop, np. przekrój poprzeczny sosny przenosiłem na dużą planszę, także cała uczelnia uczyła się z moich plansz. Dorabiałem jako student i po 2latach, kiedy na pierwszym i drugim roku była botanika ogólna i leśna - wtedy był fajny kontakt z przyrodą i byłem zadowolony ze studiów. Jednak na trzecim roku weszła chemia, filozofia itp. zrezygnowałem z tych studiów. Powiedziałem, nie będę tego się uczył i poszedłem dalej w świat.
Zaczęła się Pana przygoda z filmami. Jak Pan wspomina pierwsze filmy?
Pamiętam mój pierwszy film nakręciłem o dębach rogalińskich. Kręciliśmy te filmy po to, aby podrywać dziewczyny na kamerę. Zdarzało się, że przyjeżdżała szkoła z dziewczynami. Ile-naście dziewczyn obejmowało dąb, a my udawaliśmy, że kręcimy. Tak naprawdę to szkoda nam było taśmy, a był to dobry sposób na podryw dziewczyn. Często również z kamerami chodziliśmy na targi poznańskie. Jednak powstało wtedy kilka filmów. Założyłem klub filmowy przy Klubie Odnowa. Nawet Sławomir Pietras, był w moim klubie. W późniejszym czasie był dyrektorem opery poznańskiej, prowadzi koncerty.
Pracował Pan również przy elektrowniach? Na czym polegała ta praca?
Podjąłem pracę w Wytwórni dla Ministerstwa Górnictwa i Hutnictwa Energetyki jako reporter, filmowiec, kronikarz filmów naukowo-dydaktycznych. Zwiedziłem Europę, elektrownie w Związku Radzieckim i nasze polskie, które były w budowie. To były czasy, kiedy kamery były plombowane przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, bo elektrownie były wówczas obiektami wojskowymi.
Co spowodowało, że przeprowadził się Pan z dużego Poznania do Kalisza?
W klubach studenckich prowadziłem Stowarzyszenie Wystawy fotograficzno-filmowej. Tam w klubie Nurt w Poznaniu w 1972 roku poznałem kaliszankę. I tak następna przygoda, powiedziałem: przyjechałem do Kalisza, przed którym mnie wszyscy ostrzegali: "Ostrożnie mijaj Kalisz". Tak tutaj wylądowałem i siedzę do dzisiaj w tym paskudnym Kaliszu. Paskudnym, bo ma swoje paskudne strony. Ja jestem z zaboru pruskiego - Poznań, a wejść w zabór rosyjski to jest straszna różnica pod każdym względem. Bolał mnie brzuch, żołądek, głowa, nerwy, ale już się przyzwyczaiłem. Te objawy już mnie opuściły.
I jak dalej potoczyło się Pana życie w Kaliszu?
Tutaj podjąłem realizację kaliskich kronik filmowych - 10 wydań i 100 filmów o różnych tematykach związanych z Kaliszem. Teraz te filmy są już na półkach, do wglądu do kopiowania jako historia miasta. I w pewnym momencie się zdenerwowałem i zacząłem rysować. To tylko dlatego, że kierownik BWA -śp. Pan Jacek Grochowski (były prezydent Kalisza) powiedział "Wojtek przygotuj wystawę swoich portretów fotograficznych do BWA."
I tak w ciągu jednej nocy zrobiłem 100 portretów, ale rysunkowych. Wszystkich zaskoczyłem, że to nie była fotografia tylko rysunek. Do dzisiaj narysowałem pięć i pół tysiąca portretów " Twarze, słowa, czas".
Co Pan sądzi o Kaliszu?
Na nie jednym spotkaniu autorskim mówię, że Kalisz kochają bardziej przyjezdni, niż tubylcy. Ja się zakochałem w tym mieście, bo zacząłem chodzić po podwórkach, piwnicach, rurach itd. i cały czas twierdzę, że bardziej nam przyjezdnym , a jest nas duża grupa ludzi, z różnych części Polski - my bardziej to miasto kochamy niż miejscowi.
Pracował Pan również w Teatrze im. W. Bogusławskiego w Kaliszu. Co mógłby nam Pan opowiedzieć o tej pracy?
Byłem fotografem teatru kaliskiego. 50 premier sfotografowałem, 50 razy byłem na tzw. spektaklach przedpremierowych - próbnych, kiedy cały zespół był do mojej dyspozycji, czułem się reżyserem, robiłem zdjęcia, ode mnie wszystko zależało. Po 50 premierach byłem dumny z tego, że aktorzy bardziej liczyli się z moją opinią niż reżysera. Poznałem technikę aktorską od tyłu, od zaplecza. To była wspaniała przygoda. Wtedy teatr bardzo dobrze płacił za zdjęcia. Była nas tylko garstka fotografów teatralnych w Polsce, teraz jest mnóstwo takich ludzi w dobie fotografii cyfrowej. Wtedy za jedną premierę mogłem kupić samochód. Tak dobrze płacili za fotografię reklamową, prasową, za jeden spektakl teatralny. Robiło się wtedy duże zdjęcia na ulicę: metr na metr, na dwa metry, na trzy. Wtedy trzeba było je fotograficznie wywołać w ciemni, co było strasznie trudne. To było rękodzieło i duży wysiłek.
W jakich okolicznościach stał się Pan właścicielem byłego kościoła w Grabowie?
Od ponad 15lat jeżdżę do Brzezin, na plenery do Bogdana Jareckiego, jeżdżę jako fotoreporter naszego powiatu. Zawsze przejeżdżałem przez Grabów nad Prosną. Interesował mnie taki duży, stary, neogotycki, nieużywany kościół. Cały czas intrygował mnie ten obiekt. Marzyłem, żeby był moją własnością. Niedawno - 3 lata temu zadzwonił do mnie burmistrz miasta Grabów, czy zaprojektowałbym monety o Grabowie? Zaprojektowałem, pojechałem z tą monetą i przypomniał mi się ten kościół. Dowiedziałem się od Pana burmistrza, że nie jest już własnością Ewangelików, ponieważ zeszłego roku zdali go na Skarb Państwa i mogę go zakupić. Od razu wziąłem, bez zastanowienia. Nawet nie było przetargu, bo wiadome było, że nikt tego nie weźmie, tylko Krenz. Od dwóch lat mam ten kościół, remontuje go, tworzę wnętrze, tworzę swoją galerię, swoje prywatne archiwum. Tam zapraszam przyjaciół, fotografików, będę robił plenery jak mi podłączą prąd. Jest to zdewastowany, od 20lat nieczynny kościół, wypatroszony z różnych przedmiotów. Już nie jest to kościół. To jest obiekt, budynek. TO JEST MÓJ OKRĘT! Jestem jego kapitanem. Statek sztuki! Ja tam zacumowałem, to jest mój czerwony port. PortRET ( Ret od red- czerwony) czyli czerwony port. I nie utoniemy, ponieważ ostatnio powiesiłem na wieży koło ratunkowe. Jakby tonął, jest się czego łapać.
Nad czym pracuje Pan obecnie?
Pracuje nad 20-stym jubileuszowym wydaniem albumu "Twarze, słowa, czas". To jest moja ostatnia pasja i robię porządek wokół siebie, w tych miejscach, które zagraciłem, czyli kuźnia stara w Koronce, Grabów, strych na atelier w Kaliszu. Sprzątam bałagan reporterski. Miliony, tysiące zdjęć, negatywów, mnóstwo filmów, kilometry taśmy filmowej - próbuje to wszystko przepisywać na nowe nośniki współczesne. Robię porządek, czyli wyrzucam niepotrzebne rzeczy. Robię wszystko, żeby się ruszać. Ostatnio Pacholski napisał w "Ziemi kaliskiej" taki artykuł "Krenz umrze w biegu", więc ja cały czas muszę biegać. Wiele rzeczy przekazuje również do Archiwum Państwowego, do Muzeum, żeby to nie zginęło. Żal, żeby to wylądowało na śmietniku, ponieważ ma to swoją wartość.
Nie podoba mi się to, że ... Proszę dokończyć.
Kiedy chce przejść przez miasto Kalisz, żeby załatwić jedną sprawę, pójść do mojej pracowni lub do ratusza jest to odległość ok. 200-300metrów to dotarcie do celu zajmuje mi 2 godziny. Powinienem wsiąść w samochód i dotarłbym w 3minuty. Nie podoba mi się to, że jestem taki popularny i co 5metrów ktoś mnie spotyka i chce ze mną rozmawiać. Ja zawsze się spóźnię, a nie wypada mówić, że nie mam czasu, bo to nieładnie. Jak ludzie do mnie podchodzą z uśmiechem: " Cześć Wojtek! Co słychać?" . Pokonywanie tak krótkiego odcinka, w tak długim czasie jest nieekonomiczne i to mnie wkurza.
Podoba mi się to ... Proszę dokończyć.
Podoba mi się to co, co mi się nie powinno podobać. Kiedy przyjechałem z Poznania do Kalisza i ktoś się spóźniał 15 minut - ja w tym czasie rozmyślam, mogę myśleć o wszystkim. Odpoczywam, czekając na spotkanie. Podoba mi się również to, że miasto które, leży w niecce, podobno w Polsce najbardziej malaryczne, podobno miasto, w którym jest najwięcej samochodów w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Podoba mi się to, że mój kolega dziennikarz, napisał, że umrę w biegu. Podoba mi się to, że mogę biegać. Mieszkam na 3 piętrze, nie mam windy. Podoba mi się to, że dożyłem tutaj tylu lat, bo może w innym miejscu bym nie dożył. Także, Calisia to jest to!
I tym optymistycznym akcentem dziękuję bardzo za wywiad.

Jeśli spodobał Ci się nasz artykuł,

wrzuć nam coś do kapelusza :)

Wesprzyj jednorazowo

Wdzięczny Zespół Calisia.pl

Przeglądaj artykuły z 16 lat istnienia portalu Calisia.pl - od 2007 roku do dziś !

Opinie użytkowników:

Te artykuły mogą cię zainteresować